www.lewjudy.omi.org.pl
 
   .: Strona główna
Wspólnota
 .: Kim jesteśmy?
 .: Lider wspólnoty
 .: Ksiądz opiekun
 .: Animatorzy
 .: Diakonia
Działalność
 .: Kurs Alfa
 .: Misje
 .: Modlitwy za miasto
 .: Sieć Modlitwy Wstawienniczej
Wydarzenia
 .: Terminy
 .: Rekolekcje letnie
 .: Kalendarium
 .: Historia wspólnoty
Czym żyjemy
 .: Eucharystia wspólnotowa
 .: Spotkanie modlitewne
 .: Małe Grupy
 .: Formacja
 .: Katechezy
 .: Czytania na każdy dzień
 .: Codzienna modlitwa brewiarzowa
 .: Poezja
Księgarnia
 .: Zdjęcia
 .: Mapka

 .:Linki
 .:Kontakt
 

KATECHEZY

| Katecheza 1. | Katecheza 2. | Katecheza 3.| Katecheza 4.| Katecheza 5. |


I KATECHEZA

01.08.2004

Łk 24,13-35 Uczniowie z Emaus.
To historia dwóch uczniów, którzy żyli z Jezusem. Jednak ich przygoda skończyła się tragedią.
Fragment z Ewangelii Łukasza możemy podzielić na 4 części:
Łk 24,13-24 - Uczniowie idą smutni.
Łk 24,25-27 - Jezus przyłącza się do nich i głosi im Słowo. Najpierw jednak słucha ich, pozwala, aby się wygadali. Później mówi On.
W wersecie 27 zapowiada przyjście Mesjasza.
Łk 24,28-32 - Spotkanie przy łamaniu chleba. Uczniowie świętują wielkie wydarzenie. Jezus celebruje Eucharystię.
Łk 24,33-35 - Powrót do Jerozolimy. Uczniowie wracają tą samą drogą, jednak są już inni, odmienieni. Co się stało?

Kiedy uczniowie szli do Emaus, byli zdruzgotani. A przecież szli w dzień, kiedy diabeł został zwyciężony. Śmierć i grzech zostały już pokonane przez Jezusa! A oni byli zawiedzeni, zniechęceni i rozczarowani. Rozmawiali o tym, co się wydarzyło. Dołączył się do nich Jezus i słuchał. Oni mówili zdziwieni: "Ty nie wiesz, co się stało?" Uczniowie szli wieczorem, być może byli zmęczeni pracą. Kończył się dzień. Po spotkaniu z Jezusem ich postawa zaczęła się zmieniać, bo wydarzyło się coś szczególnego. Wracając, szli tą samą drogą. Była już noc. Chociaż byli zmęczeni, mieli siłę, aby biec 11 km z powrotem do Jerozolimy, ponieważ spotkali się z Panem. Ich serca zaczęły płonąć. Jezus otwiera ich serca od wewnątrz i rozpala je.

Biblia podaje, że jeden z uczniów miał na imię Kleofas. A jak miał na imię ten drugi uczeń? Drugi uczeń ma Twoje Imię, to każdy z nas! Każdy z nas ma swoje nadzieje i nosi jakieś zawiedzenie. Mówi: "A myśmy się spodziewali..." Jesteśmy jak ci dwaj uczniowie, nosimy w sercu niepowodzenia i brakuje nam nadziei.

Na rekolekcjach mamy się spotkać z Jezusem w Słowie Bożym i Eucharystii. Jezus chce rozpalić nasze serca. Potrzebujemy pokornie pokłonić się przed Jezusem.
CEL REKOLEKCJI TO SPOTKAĆ SIĘ W EUCHARYSTII Z JEZUSEM ZMARTWYCHWSTAŁYM.

Uczniowie nie mogliby przeżyć spotkania z Panem w Eucharystii, gdyby nie spotkali się z Nim wcześniej w Słowie. Słowo Boże jest konieczne! Gdyby go nie było w czasie Eucharystii, to byłaby Ona tylko teatrem, martwym obrzędem. Najpierw przyjmujemy Pana w liturgii Słowa, a później w znaku Eucharystii. Zanim będzie Komunia w sakramencie, w znaku, musi nastąpić "komunia" Słowa Bożego.

Zastanów się:
Czy nie depczesz po Słowie Bożym?
Jaki jest Twój stosunek do Słowa Bożego?
Czym byłoby Twoje życie bez Biblii?
Gdyby Twoja Biblia mogła mówić, to co by Ci powiedziała?

Biblia to nie dezodorant, żeby tylko nosić ją pod pachą!

Rozważmy fragment: Rz 10,17 - Wiara rodzi się z tego, co się słyszy.
Kiedy słyszymy Słowo Boże następuje "produkcja wiary". Słowo Boże buduje (sprawia) w nas wiarę. Słowo Boże daje świadectwo o Eucharystii. Eucharystia jest szczególnym sakramentem - skupia wszystko jak w soczewce.
Słowo Boże wzywa do nawrócenia, którego każdy z nas potrzebuje. Jest radykalne, bo chce nam radykalnie pomóc. Jest jak młot kruszący skały - ma moc przemienić nasze życie.
Eucharystia bez nawrócenia nie ma sensu!

Kiedy Jezus głosił Słowo Boże, na krzyżu były dwie odpowiedzi łotrów: tak - nie. Co Ty odpowiesz?
Zwróćmy też uwagę na postawę Samuela, który żadnemu słowu Pana nie pozwolił upaść na ziemię (1 Sm 3,19).

Odpowiedz sobie ponownie na pytania:
Czym byłoby moje życie bez Biblii?
Jaki jest mój stosunek do Słowa Bożego?
Co powiedziałaby moja Biblia, gdyby mogła mówić?

Do rozważenia:
Ps 34
Ps 37,4
Pwt 8,18

Na koniec zatrzymajmy się przy postawie bogatego młodzieńca z fragmentu Łk 18, 18-23.
Bogaty młodzieniec przyszedł do Jezusa i pytał, co ma czynić? Jezus odpowiedział "Sprzedaj wszystko, co masz...". Ale on odszedł. Gdyby Jezus nie wypowiedział tego zdania, być może miałby 13 apostoła i dodatkowo zabezpieczenie finansowe dla siebie i swoich uczniów. Jednak chciał, aby ten młodzieniec był wolny. Aby ufność pokładał w Bogu, a nie w majątku, który posiadał. Jezus chciał nawrócenia całego jego serca.

do góry


II KATECHEZA

02.08.2004

Przypomnienie Katechezy 1.
Wczoraj zatrzymaliśmy się nad fragmentem z Ew. św. Łukasza w momencie, kiedy Jezus zmartwychwstały dołącza się do uczniów wędrujących do Emaus. Zasygnalizowaliśmy, że musimy widzieć w tym spotkaniu dwa, bardzo ważne, nierozłączne elementy. Pierwszym z nich jest liturgia Słowa, która się odegrała w drodze. Jezus głosi Słowo: cytuje i komentuje Pismo św., rozgrzewając serca uczniów, aby były zdolne zjednoczyć się z Nim później w Eucharystii.

Określenia Eucharystii
W Nowym Testamencie mamy dwa bezpośrednie określenia Eucharystii: Komunia Chleba i Wieczerza Pańska. Następne nazwy powstawały stopniowo i podkreślały tylko niektóre aspekty Eucharystii. Przytoczmy jeszcze raz słowa z Ew. św. Łukasza, gdy Jezus zatrzymuje się w Emaus: Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im.(Łk 24,30). Wiemy, że Jezus Chrystus ustanowił Eucharystię podczas ostatniej wieczerzy. W cytowanym fragmencie celebruje ją po zmartwychwstaniu. Była to bowiem pierwsza Eucharystia po zmartwychwstaniu. Różne niuanse teologiczne zostawiamy szkołom teologicznym. Nas interesuje ważna kolejność: najpierw musimy spotkać się z Jezusem w Słowie, a dopiero później w sakramencie. Powtórzmy: Słowo Boże podgrzewa nasze serce, aby wzrosła w nich temperatura miłości. Wszystko po to, abyśmy byli zdolni zjednoczyć się z Jezusem w Eucharystii. Chodzi o komunię, abyśmy byli razem z Jezusem.

Ofiarna i miłosierna obecność Chrystusa
Chrystus - Syn Boży jest przede wszystkim obecnością. Jest obecny od chwili wcielenia, tj. od kiedy stał się człowiekiem. Jest obecnością pewną - absolutnie pewną od chwili wcielenia i zesłania Ducha Św. Chcemy czy nie chcemy - Jezus jest obecny. Uświadamiamy sobie czy nie, wiemy, czy nie wiemy, życzymy sobie czy nie - Jezus jest obecny cały czas. Od chwili wcielenia jego obecność jest obecnością "Boga z nami"- Emanuela. Jest cały czas ze swoim ludem i pośrodku swego ludu. Możemy zauważyć różne rysy tej obecności. Po pierwsze: Jego obecność jest zakryta. Kiedy Kleofas i drugi uczeń szli do Emaus, ich oczy były jakby na uwięzi - nie poznali łaski działania Słowa Bożego, nie spadły łuski z ich oczu, aby mogli poznać Pana. Jezus dołącza się do tych dwóch ludzi, których życie po śmierci Mistrza zostało zrujnowane. Jest to drugi rys obecności Chrystusa - obecność otwarta. Jezus nie żyje dla siebie, lecz dla drugich. Dlatego właśnie przychodzi i zawsze zaprasza, aby nas wprowadzić w życie Trójcy Św. Chce, abyśmy i my posiadali to życie, które posiada On i cała Trójca Św. Chce, abyśmy uczestniczyli w tym samym życiu.

a) Obecność ofiarna Jezus ofiaruje się. Jest konkretnie dla mnie, dla ciebie, dla każdego. Wydaje siebie samego jako ofiarę całopalną. Duch Św. chce nam pozwolić odkryć tę właśnie obecność. Nie obecność abstrakcyjną, gdzieś tam, nie wiadomo gdzie, ale Boga żywego, który jest otwarty i chce się dzielić. Chce dać swoje życie, aby być z nami. Jest to Jego wielkie pragnienie.

b) Obecność miłosierna Obecność Jezusa jest miłosierna. Popatrzmy jeszcze raz na uczniów, którzy spotkali Jezusa. Ludzie ci nie byli na jakimś wysokim etapie życia duchowego. Byli ludźmi, którzy po prostu przeżyli dramat. Doświadczyli sytuacji bezsensu i beznadziei. I właśnie Jezus się do nich dołącza i pochyla się nad nimi. Ile takich momentów w swoim życiu przeżywaliśmy? Oczywiście Pan jest obecny, kiedy jesteśmy pełni radości i ta radość aż kipi i promieniuje z nas, a życie biegnie bez większych problemów. Ale ile razy doświadczamy obecności Pana właśnie w takiej sytuacji, w jakiej znalazło się dwóch uczniów zdążających do Emaus - w sytuacji bezsensu, beznadziei, bólu, jakiegoś negatywnego doświadczenia. Pan bowiem nie jest tylko w nadzwyczajnych momentach naszego życia, ale jest obecny cały czas. Chodzi o to, abyśmy i my byli obecni dla Pana! Wtedy bowiem możemy się rzeczywiście z Nim spotkać. Następuje spotkanie osobowe. Sprawy Jezusa stają się naszymi sprawami, nasze sprawy stają się sprawami Jezusa. Tak mocno, że zjednoczenie z Jezusem ma moc przeobrazić nas i zmienić.

Pokarm eucharystyczny
Pokarm eucharystyczny ma właściwość, której nie ma żaden inny. Jeżeli coś zjemy, staje się to częścią naszego organizmu. Natomiast kiedy przyjmujemy pokarm eucharystyczny, jest na odwrót -mamy się stać tym pokarmem, t.j. stać się jakby przedłużeniem Chrystusa. Tak się przykleić do Jego pokory i miłosierdzia, abyśmy byli drugim Chrystusem dla innych. Chodzi o bardzo głębokie spotkanie z Panem, które się dokonuje podczas celebracji Eucharystii. Oczywiście, zanim dojdzie do tego spotkania Jezus potrzebuje dużo czasu. Nie wiemy, w którym momencie dołączył do uczniów idących do Emaus, ile kilometrów już uszli? Jednak długo im wyjaśniał i tłumaczył, w czym spoczywa sens Jego posłannictwa i sens ich życia. Ile czasu Bóg niekiedy potrzebuje, żeby nam coś wytłumaczyć, a my jesteśmy jak beton! Głusi i mało otwarci. Dlatego też Jezus potrzebuje mozolnie i długo wiele nam jeszcze wyjaśniać.

A życie w sumie jest bardzo proste. Życie w Bogu jest proste. Jezus chce dać nam udział w życiu Trójcy Św. Niekiedy jednak trudno nam przyjąć wiele rzeczy. Pan Jezus przyłącza się do Kleofasa i drugiego ucznia i cierpliwie, z wielką miłością tłumaczy im, że sens życia spoczywa w dawaniu siebie drugiemu, w oddaniu życia za drugich. Polega na tym, aby się uniżyć i stać się ofiarą całopalną. Takim wielkim uniżeniem był właśnie krzyż. Nam też niekiedy trudno to zrozumieć. Jezus tłumaczy to uczniom w drodze do Emaus. Ich wędrowanie zaowocowało później zjednoczeniem w Eucharystii.

Podsumujmy powyższe rozważania:
Jezus Chrystus jest nie tylko osobą otwartą i miłosierną, która wychodzi naprzeciw człowiekowi i chce zawrzeć z nim osobiste przymierze, aby rzeczywiście człowiek był świętym i przylgnął do Chrystusa oraz Jego człowieczeństwa. Jezus jest także wydarzeniem! Świętujemy je w czasie każdej Mszy św. Szczytem tego wydarzenia jest Misterium Paschalne. Dzisiaj chcemy o tym mówić.

Misterium paschalne
Misterium Paschalne jest centrum całych dziejów ludzkości. Potrzebujemy Ducha Św., aby nas wprowadził w to wielkie wydarzenie. Potrzebujemy Chrystusa, który jest pochodnią, za którą mamy iść, aby w jej ogniu spalić wszystko to, co nam przeszkadza żyć Paschą ( abyśmy mogli być na drugim brzegu - tam, gdzie zwycięstwo nad grzechem, tam, gdzie się świętuje radość i tam, gdzie jest pewna chwała Boża.

Musimy zawsze mieć na uwadze wymiar historyczny kościoła, tzn. jego pielgrzymowanie w dziejach. Rzeczywistość Misterium Paschalnego w pewnym momencie w kościele zaciemniła się z kilku powodów.
Wiemy, że Misterium Paschalne to wielkie wydarzenie. Chociaż ma różne momenty jest JEDNYM wielkim Misterium. Tak właśnie przeżywali je pierwsi chrześcijanie w czasie Wigilii Paschalnej - świętowali całe Misterium Paschalne. Trwało tak przez kilka stuleci, przynajmniej do IV w. Nie było podziału, tak jak teraz, na Wielki Czwartek (ustanowienie Eucharystii i sakramentu kapłaństwa) Wielki Piątek (śmierć na krzyżu) i Wielką Sobotę (zstąpienie do otchłani), po której w Niedzielę świętujemy zmartwychwstanie naszego Pana. Pierwsi chrześcijanie świętowali zupełnie inaczej - całą noc. Sprawowali całe dzieło zbawienia, które koncentrowało się właśnie w Misterium Paschalnym. Świętowano to wszystko, co się stało aż do Paruzji, czyli powtórnego przyjścia Jezusa Chrystusa.

Pan Jezus zmartwychwstał w niedzielę, a tym samym niedziela jest najstarszym i największym świętem. Później, właśnie w każdą niedzielę chrześcijanie świętowali Jego zwycięstwo nad śmiercią, gromadząc się na Eucharystii. Dlatego nawet później, kiedy już wyodrębniono liturgię paschalną, każdą niedzielę nazywano "Małą Wielkanocą", aby podkreślić jej paschalne znaczenie. Kolejne święta zaczęły się rozwijać dopiero w IV wieku.

Liturgia paschalna
Była to bardzo długa celebracja, na którą składała się: celebracja psalmów, hymny, milczenie, różne gesty liturgiczne. Kulminacją celebracji była Eucharystia odprawiana o świcie. Pierwsi chrześcijanie celebrowali to w ciągu jednej nocy. Było to Misterium jednej nocy - Wigilia nad wigiliami, uroczystość nad uroczystościami. Jedno Misterium Paschalne, w którym wszyscy uczestniczyli. Jeżeli ktoś spał, dopuszczał się ciężkiego grzechu. Kiedy się wspólnota zgromadziła, diakon pilnował, aby nikt nie spał, nawet dzieci.

Etymologia słowa misterium Zatrzymajmy się na stronie etymologicznej sformułowania: Misterium Paschalne, abyśmy wyłowili to, co jest w nim istotne. Słowo misterium tłumaczone na język polski oznacza tajemnicę. Nie oddaje ono jednak w pełni znaczenia tego, co to słowo oznacza w oryginale (pewne rzeczy są niezrozumiałe i stąd tajemnica). W języku greckim słowo misterium oznacza coś więcej niż tylko to, czego do końca nie rozumiemy, czyli tajemnicę. Owszem, jest pewien element niezrozumienia, ale znaczy coś więcej. Słowo misterium zawiera podwójną rzeczywistość. Rzeczywistość Boga, który chce się udzielać człowiekowi. Bóg, który się udziela, daje siebie, aby doprowadzić człowieka do zjednoczenia, do przyjęcia. Z drugiej strony chodzi o uczestnictwo człowieka w spotkaniu z Bogiem poprzez wiarę. Niejednokrotnie bowiem nie rozumiemy wszystkiego, konieczna jest wiara.

I Bóg rzeczywiście wychodzi naprzeciw i zaprasza nas. Chce, abyśmy uczestniczyli w Jego życiu w sposób dynamiczny, nie statyczny. Ten obiektywny sposób udzielania się Boga dokonuje się w sakramentach - znakach, które ustanowił Jezus Chrystus. Wśród nich szczególne znaczenie ma właśnie Eucharystia (dlatego mówimy "Najświętszy sakrament"). W niej, jak w soczewce, wszystko się skupia. To jest Misterium. Wiemy, że szczytem tego Misterium (udzielania się Boga) jest też Chrystus - Baranek Paschalny, który nas przeprowadza ze śmierci do życia (Nowa Pascha). Dlatego też chrześcijaństwo, w odróżnieniu od innych religii, nie jest religią księgi. Jest czymś więcej - jest religią przymierza i przyjaźni. Człowiek jest zaproszony do partnerstwa i przyjaźni z Bogiem, aż do momentu zjednoczenia się z Nim. Możemy tego szczególnie doświadczyć właśnie w czasie Eucharystii.

Etymologia słowa pascha W ciągu historii na różny sposób próbowano wyjaśnić to słowo. W sensie etymologicznym, jest to bardzo proste. Pascha to hebrajskie słowo pesah i oznacza "przechodzić obok kogoś", czy raczej "skakanie, podskakiwanie, taniec". Taniec ten był związany z pewnym rytem paschalnym ludów semickich, który został zapożyczony przez Izraelitów. Był to rytualny taniec związany z pełnią Księżyca, w trakcie którego składano ofiary, aby ludzie byli wolni od demonów, zła itp. Ludy pierwotne chciały w ten sposób znaleźć opiekę Boga i obronę przeciw przeciwnościom. Izraelici zapożyczyli ten ryt i łączyli go z wyjściem, exodusem. Bóg nadał mu zupełnie inne znaczenie.

Izraelici rozumieli exodus jako wyjście z ziemi egipskiej, przejście przez Morze Czerwone, zawarcie przymierza i wędrówkę przez pustynię, aż do Ziemi Obiecanej, aby tam kosztować jej owoców. Ogólnie mówi się też, że jest to przejście Anioła śmierci przez Egipt i uśmiercenie wszystkich pierworodnych synów egipskich i zwierząt.

Jezus dokonuje nowego przejścia! Przez Jego krew, która ocaliła Izraelitów w Egipcie, ratuje nas od grzechu i śmierci wiecznej, przeprowadzając do nowej krainy, do nowego życia - uwielbionego i przebóstwionego. Jest to nasza Pascha.

Interpretacja Misterium Paschalnego Był taki moment w historii, gdy chciano za bardzo podkreślić w Misterium Paschalnym element cierpienia i łączono go z łacińskim słowem passio czy z greckim pashein, co znaczy cierpienie, męka. Jest to jednak interpretacja późniejsza. Pierwotna jest taka, że jest to właśnie przejście ze śmierci do życia, z Egiptu do ziemi Obiecanej, z ciemności do światłości, ze śmierci do życia, z niewoli do wolności (słowo greckie egiptos znaczy ciemność). Ważne przejście, które prowadzi przez różne pokusy, sprzeniewierzenia, grzechy i zmagania się. Jednym słowem przejście, któremu towarzyszy walka duchowa, którą i my prowadzimy, a której doświadczali także Izraelici zanim weszli do Ziemi Obiecanej.

Kiedy mówimy o tajemnicy paschalnej w sensie ścisłym, mamy na uwadze trzy akordy tego wielkiego Misterium. Są nimi krzyż, zstąpienie do otchłani i zmartwychwstanie. W sensie najściślejszym jest to właśnie Pascha. Krzyż - to tajemnica uniżenia Pana Jezusa, który ogołocony ze wszystkiego, stał się posłuszny aż do śmierci krzyżowej. Finał Paschy to zmartwychwstanie i uwielbienie Jezusa. Możemy powiedzieć, że chrześcijaństwo nie ma wielu prawd. Biblia nam ich nie przekazuje. Jest tylko jedna prawda, która nazywa się Misterium Paschalne. Świętujemy ją w czasie każdej Eucharystii.

Dwa wymiary Misterium Paschalnego
Wąski, ale kluczowy wymiar Paschy to krzyż, przejście do otchłani i zmartwychwstanie. Mówiąc o szerokim wymiarze, włączamy do tego także tajemnicę wcielenia, bo już w tym momencie Jezus zaczyna iść do miejsca, gdzie będzie ukrzyżowany i gdzie zmartwychwstanie. W Ewangelii św. Łukasza Jezus jest cały czas w drodze. Wiemy, że Jezus wybierał się wielokrotnie w ciągu swojej działalności publicznej (i wcześniej) na święto Paschy, jak każdy Izraelita, do Jerozolimy. Ale według Łukasza Jezus wędruje cały czas, jest w drodze trzy lata. Idzie do miejsca, w którym ma oddać swoje życie za nas, abyśmy mieli Jego życie. Abyśmy mieli to, co straciliśmy z powodu dwojga pierwszych ludzi.

Jezus naszą Paschą
W Ewangelii św. Łukasza (22,14-20) czytamy: A gdy nadeszła pora, zajął miejsce u stołu i Apostołowie z Nim. Wtedy rzekł do nich: "Gorąco pragnąłem spożyć Paschę z wami, zanim będę cierpiał. Albowiem powiadam wam: Już jej spożywać nie będę, aż się spełni w królestwie Bożym". Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie rzekł: "Weźcie go i podzielcie między siebie; albowiem powiadam wam: odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu, aż przyjdzie królestwo Boże". Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie połamał go i podał mówiąc: "To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę!" Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: "Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana.

Jezus, jak każdy Izraelita, celebrował Paschę ze swoimi uczniami. Dla Żydów było to największe święto. Kto w nim nie uczestniczył, był wyłączony z narodu izraelskiego. A wszystko było nawiązaniem do pewnego święta pasterskiego, które Izraelicie zapożyczyli od pogan, kiedy odeszli z Egiptu i później całe stulecia świętowali, będąc w Ziemi Obiecanej. Jezus nawiązał do tego wszystkiego, ale dał nowe znaczenie.

Żydzi celebrowali Paschę razem (10 - 20 osób): ojciec z rodziną albo mistrz z uczniami. Składała się ona z wielu elementów: pito gorzkie zioła, które przypominały gorycz pobytu w Egipcie i ciężką niedolę, później był kompot haroset, który miał kolor ceglasty i przypominał, że wyrabiali cegły. Jedzono także baranka (Jezus jest tym Barankiem) i pito wino z jednego kielicha, który krążył nawet 4-5 razy. W momencie, kiedy wrócił ten trzeci kielich, najbardziej uroczysty, o którym św. Paweł mówi w 11 rozdziale, że to jest "kielich błogosławieństwa", Jezus wziął chleb i powiedział: To jest Ciało moje. Dokonał rewolucji, zmienił zupełnie znaczenie tego obrzędu, nadając mu nowy sens. I to właśnie świętujemy w czasie każdej Eucharystii.

Stary kwas
W czasie odprawiania Eucharystii Jezus bierze do ręki chleb pieczony z mąki pszennej, bez kwasu (tzw. maca) na znak, że Izraelici w pośpiechu wyszli z Egiptu i ciasto nie zdążyło się zakwasić. Żydzi uważali, że kwas jest czymś zepsutym. W 1 Liście do Koryntian 5,7 czytamy: Wyrzućcie więc stary kwas, abyście się stali nowym ciastem, jako że przaśni jesteście. Mamy wyrzucić z siebie stary kwas, aby być nowym ciastem. Św. Paweł mówi, że odrobina starego kwasu - kwasu złości, przewrotności, zazdrości i egoizmu potrafi zniszczyć całe ciasto. Niekiedy odrobina takiego kwasu we wspólnocie potrafi zniszczyć całą wspólnotę. Niekiedy taka odrobina starego kwasu w rodzinie potrafi zniszczyć rodzinę. Dlatego stoi przed nami wielkie wezwanie, abyśmy odrzucili wszelki kwas z naszego serca. Żydzi świętowali później cały tydzień, bo święto Przaśników połączone było z Paschą. Musieli wyrzucić cały kwas ze swojego mieszkania, bo kwas to coś zepsutego. A my mamy świętować inne postawy w prawdzie i czystości. Przaśny chleb - w czystości prawdy. Tak przeto odprawiajmy święto nasze, nie przy użyciu starego kwasu, kwasu złości i przewrotności, lecz - przaśnego chleba czystości i prawdy.(1Kor 5,8).

do góry


III KATECHEZA

03.08.2004

Eucharystia - wylanie krwi

Przypomnienie Katechezy 1 i 2.
Rozpoczęliśmy naszą duchową wędrówkę w głąb Eucharystii. Jest to droga, którą chcemy kontynuować. Dzisiaj chcemy mówić o Eucharystii jako wylaniu krwi.
Wiemy, że Chrystus ustanowił Eucharystię podczas ostatniej wieczerzy, nawiązując świadomie do słów i wydarzeń ze Starego Testamentu, które przygotowywały i zapowiadały Eucharystię. Ukazaliśmy też relację Słowa Bożego do Eucharystii oraz rozważaliśmy tajemnicę Paschy. Jeśli chcemy cokolwiek mówić o Eucharystii, musimy mieć w ręku tę księgę - Biblię. Bez Niej Eucharystia będzie niezrozumiała.

W Księdze Wyjścia (12,11-13), kiedy Bóg się ujął za swym ludem, dał Mojżeszowi następujące polecenia (chodzi o baranka): Tak zaś spożywać go będziecie: Biodra wasze będą przepasane, sandały na waszych nogach i laska w waszym ręku. Spożywać będziecie pośpiesznie, gdyż jest to Pascha na cześć Pana. Tej nocy przejdę przez Egipt, zabiję wszystko pierworodne w ziemi egipskiej od człowieka aż do bydła i odbędę sąd nad wszystkimi bogami Egiptu - Ja, Pan. Krew będzie wam służyła do oznaczenia domów, w których będziecie przebywać. Gdy ujrzę krew, przejdę obok i nie będzie pośród was plagi niszczycielskiej, gdy będę karał ziemię egipską. Krew Baranka, którą pomazano drzwi i progi domów, uratowała synów Izraela od śmierci. Dała możliwość wyjścia na wolność. Lud izraelski doświadczył ingerencji Boga. Krew Jezusa nas również ratuje od śmierci wiecznej.

Zawarcie Przymierza
Ale Bóg pragnie czegoś więcej, niż tylko wyzwolenia swego ludu. Dlatego też w tym wielkim wydarzeniu paschalnym, które zaczyna się od wyjścia z Egiptu, a kończy wejściem do Ziemi Obiecanej, szczególnym miejscem po przejściu Morza Czerwonego była góra Synaj, na której Bóg zawarł obustronny pakt z Narodem Wybranym. W Księdze Wyjścia (24,1-11) czytamy: I rzekł [Pan] do Mojżesza: "Wstąp do Pana, ty, Aaron, Nadab, Abihu i siedemdziesięciu ze starszych Izraela i oddajcie pokłon z daleka. Mojżesz sam zbliży się do Pana, lecz oni się nie zbliżą i lud nie wstąpi z nim". Wrócił Mojżesz i obwieścił ludowi wszystkie słowa Pana i wszystkie Jego zlecenia. Wtedy cały lud odpowiedział jednogłośnie: "Wszystkie słowa, jakie powiedział Pan, wypełnimy". Spisał więc Mojżesz wszystkie słowa Pana. Nazajutrz wcześnie rano zbudował ołtarz u stóp góry i postawił dwanaście stel, stosownie do liczby dwunastu pokoleń Izraela. Potem polecił młodzieńcom izraelskim złożyć Panu ofiarę całopalną i ofiarę biesiadną z cielców. Mojżesz zaś wziął połowę krwi i wylał ją do czar, a drugą połową krwi skropił ołtarz. Wtedy wziął Księgę Przymierza i czytał ją głośno ludowi. I oświadczyli: "Wszystko, co powiedział Pan, uczynimy i będziemy posłuszni". Mojżesz wziął krew i pokropił nią lud, mówiąc: "Oto krew przymierza, które Pan zawarł z wami na podstawie wszystkich tych słów". Wstąpił Mojżesz wraz z Aaronem, Nadabem, Abihu i siedemdziesięciu starszymi Izraela. Ujrzeli Boga Izraela, a pod Jego stopami jakby jakieś dzieło z szafirowych kamieni, świecących jak samo niebo. Na wybranych Izraelitów nie podniósł On swej ręki, mogli przeto patrzeć na Boga. Potem jedli i pili.

Powyższy fragment przedstawia opis zawarcia przymierza. Bóg dał Księgę Przymierza, a Mojżesz odczytał głośno zobowiązania, które były w niej zawarte. Przymierze to było zawarte w dwóch rytach: rycie krwi i w rycie posiłku. W tych dwóch formach zawierano przymierze. W dzisiejszym nauczaniu akcent położymy na aspekt krwi.

Symbolika ołtarza i krwi
Ołtarz symbolizował Boga. Na nim wylał Mojżesz połowę krwi. Drugą połową pokropił lud. Oznaczało to, że od tej chwili Bóg bierze ten lud za swoją własność. Pokropienie krwią ludzi symbolizowało wspólnotę i łączność, jaka zaistniała pomiędzy Bogiem a Izraelem. Krew symbolizuje przymierze. Przypomnijmy historię tego narodu i ich świątyń. Wiemy, że niektórzy kapłani, naprawdę byli rzeźnikami, a świątynia jerozolimska jedną wielką rzeźnią. Krew płynęła od rana do wieczora: z gołębi, z krów, byków itp. Istniały bowiem zestawy różnych przewinień i przekroczeń prawa, za które należało złożyć ofiarę.

To wszystko prowadzi nas do Jezusa Chrystusa. W Liście św. Pawła do Hebrajczyków, który często zestawia stare i nowe przymierze, czytamy: Takiego bowiem potrzeba nam było arcykapłana: świętego, niewinnego, nieskalanego, oddzielonego od grzeszników, wywyższonego ponad niebiosa, takiego, który nie jest obowiązany, jak inni arcykapłani, do składania codziennej ofiary najpierw za swoje grzechy, a potem za grzechy ludu. To bowiem uczynił raz na zawsze, ofiarując samego siebie.(Hbr 7,26-27). List ten podkreśla, że ofiary starotestamentalne zwierząt były zapowiedzią jedynej ofiary - Jezusa Chrystusa. Mojżesz był tylko reprezentantem Boga wobec ludu. Jezus jest jednak czymś więcej.

Jezus naszym zbawieniem
Jezus to Nowy Mojżesz - jedyny Pośrednik. Złożył ofiarę z siebie samego, przelał Krew na krzyżu. Najpierw ofiarował siebie samego w sposób bezkrwawy w Eucharystii, a później na krzyżu. Chrystus stał się ofiarą, dzięki której zaistniało nowe przymierze, wieczna więź z Bogiem. Już nikt nie może rozerwać tej więzi. Jezus przelał swoją krew z miłości do nas. Ofiarę, którą podjął, dyktowała Mu właśnie miłość. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich (J 15,13). Jeżeli mówilibyśmy Bogu: "Boże, daj nam jakiś znak, że nas kochasz", nie otrzymamy większego znaku, niż znak krzyża. Więcej już nie można było zrobić. Jezus dał siebie samego. Zawisł między niebem a ziemią. A my już nie możemy prosić Boga o jakiś znak miłości. On umarł, abyśmy my żyli. Zginął, abyśmy byli uratowani. Dręczyło Go pragnienie na krzyżu, abyśmy mogli się odnowić, odświeżyć u źródeł życia. Paliło Go pragnienie, aby z przebitego boku wytrysła woda życia. Gdyby można było odkupić człowieka za złoto czy perły - Bóg dałby to, ponieważ do Niego należą wszelkie bogactwa. Bóg nie oszczędził swojego Jednorodzonego Syna. Przez śmierć krzyżową i krew, którą wylał Syn, ukazał, jak wielką wartość mamy w Jego oczach - jesteśmy skarbem nad skarbami. Tak bardzo zostaliśmy obdarowani! Nie zostaliśmy odkupieni srebrem czy złotem, ale drogocenną Krwią Baranka. Już więcej nie można było dać.

Jezus przelał swoją krew na krzyżu - dał siebie samego. Już w momencie, kiedy cierpiał w ogrodzie Getsemani, zaczął przelewać krew. Tak walczył, żeby być posłusznym swemu Ojcu, że przelał krew i w ten sposób zniweczył nieposłuszeństwo Adama. Ojcze niech będzie nie jak Ja chcę, ale jak Ty (Mt 26,39). Nowy Adam pełni wolę Bożą, aż do przelania krwi. Zaczynają spływać z Jego czoła krople potu w postaci krwi. W jego ranach jest nasze uzdrowienie. Ta krew mówi nam, że Jezus ją przelał, abyśmy byli uzdrowieni wewnętrznie i zewnętrznie (przynajmniej niekiedy zewnętrznie). Jezus przelał swoją krew, kiedy nałożono Mu na głowę koronę cierniową. Kiedy pierwsi ludzie zgrzeszyli, Pismo Św. mówi, że ciernie zaczęły rosnąć na ziemi jako znak przekleństwa (Rdz 3,17-18). Cierń jest symbolem przekleństwa. Jezus zniszczył to przekleństwo, które ciążyło nad całą ziemią. Wylał swoją krew na krzyżu dla naszego zbawienia. Tak nas ukochał i bardzo tego dla nas pragnął. W Wieczerniku powiedział: Tak bardzo pragnąłem tę Paschę spożywać z wami (Łk 22,15). Mówi to Jezus, który jest świadomy znaczenia Paschy i Przymierza.

Gdy Żydzi celebrowali wieczerzę paschalną, pili kilka kielichów. Najbardziej uroczysty był trzeci. Nad tym kielichem ojciec rodziny czy mistrz, nauczyciel, mówił bardzo długą modlitwę dziękczynną. I właśnie w tym momencie Jezus powiedział słowa: Ten kielich to nowe przymierze we krwi mojej, która za was będzie przelana (Łk. 22, 20). Wszystko, co wydarzyło się na krzyżu, jest uobecniane w każdej Mszy św.
Słowa ustanowienia Eucharystii są tylko w trzech Ewangeliach synoptycznych (u św. Jana mamy piękny tekst - mowę eucharystyczną, którą będziemy analizować pojutrze).

Nasza ofiara
Chrystus ofiaruje się swemu Ojcu. A jaka jest nasza rola? Mamy razem z Nim ofiarować się Bogu i sobie nawzajem. Zewnętrznym znakiem tego jest choćby przyniesienie darów do ołtarza. Ukazują one ofiarę Kościoła i naszą. Podczas każdej Mszy św. ofiarujemy siebie Bogu, ale równocześnie mówimy: "Boże popatrz, to jest krew przymierza, Krew Baranka. Popatrz, to jest krew, która jest zapłatą za nasze grzechy, za nasze wyzwolenie." W czasie Komunii św. Nowy Mojżesz - Jezus Chrystus pokrapia nas swoją krwią. Zostaje w nas na nowo zakorzenione nowe przymierze, które dokonało się przez krew Baranka. To przymierze, które zaczęło się od chrztu św., jest stale w nas pogłębiane.

Jesteśmy istotami ograniczonymi, dlatego potrzebujemy stale celebrować tę Najświętszą Ofiarę. Wówczas stopniowo przez uczestnictwo w Eucharystii, głęboką modlitwę, a przede wszystkim przez czyny miłości, rzeczywiście stajemy się darem ofiary, którym Duch Św. rzeźbi Paschę Pana - życiodajny krzyż. Stajemy się darem ofiarnym Bogu. Przestajemy być złodziejami - wszystko, co mamy, dajemy Bogu. Moglibyśmy powiedzieć, że zjednoczenie przy Komunii św. brzmi w ten sposób: "Oddajesz się Bogu?" - "Tak" - "Amen"; Jeżeli twoja odpowiedź jest negatywna, nie możesz dostać Komunii św.
Dochodzimy do bardzo pięknego momentu: mamy na ołtarzu ofiarę Jezusa i naszą ofiarą, tzn. Ciało i Krew naszego Pana oraz nasze ciało i krew. Podobnie więc jak Jezus mamy na ołtarzu przelać swoją krew. Dlatego, że Eucharystia to przelanie krwi.

Męczeństwo - ideał świętości
Wiemy, że w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, w czasie Eucharystii i modlitwach wstawienniczych nie wspominano żadnych świętych ludzi oprócz jednej grupy - męczenników. Dlaczego tak było? Odpowiedź jest bardzo prosta. Oni doskonale celebrowali Eucharystię - przelali krew. W rozumieniu pierwotnego Kościoła męczeństwo było pewną drogą do świętości, a męczennicy ideałem świętych. Stąd też często celebrowano Eucharystię na ich grobach, które traktowano jak ołtarz. (np. w katakumbach). Wobec tych faktów można teraz zrozumieć, dlaczego później dawano do ołtarza relikwie męczenników. Ale wszystko ma początek w tym, że na ołtarzu mamy krew naszego Pana i krew kościoła - krew każdego z nas.

Męczeństwo było ideałem świętości przynajmniej do IV stulecia, tj. do czasu, kiedy Kościół i chrześcijanie uzyskali wolność w sprawowaniu kultu i w swojej działalności. Ale był też problem innych ludzi, z których nie wszyscy byli męczennikami. Byli to tzw. lapsi - upadli, którzy nie wytrzymali tak wielkiej próby i zaparli się. Jeżeli zaparli się po raz pierwszy, przystępowali do sakramentu pokuty, który wtedy był jeden w ciągu całego życia (obecnie nie widać ewolucji tego sakramentu, ale taka była wtedy praktyka). Wyobraźcie sobie, że na pierwszym soborze zasiadali biskupi: jeden nie miał ręki, jeden oka itd. To byli ludzie, którzy rzeczywiście cierpieli dla Pana. Największe prześladowanie było w czasie Dioklecjana. Nie zawsze obejmowało ono całe Imperium Rzymskie, ale te najbardziej okrutne były tuż przed tym, jak chrześcijanie uzyskali wolność ( po 312 r. dla wschodniej części Imperium, 313 r. dla zachodniej). Co się jednak działo z ludźmi, którzy zaparli się po raz drugi? Co oni robili? Oni po prostu szli do tych, którzy cierpieli, ale nie byli umęczeni do końca i mówili w ten sposób: "Proszę Cię bardzo, ty cierpiałeś dla Pana, wstaw się za mnie u Niego. Ja wierzę w moc twego wstawiennictwa i w moc twojej krwi, jakkolwiek nie przelanej do końca." I tamten, którego prosił, dawał takie jak gdyby potwierdzenie. Z tym zapewnieniem szedł ów człowiek, który się wyparł, do biskupa, a ten jednał go z Kościołem.
Musimy mieć na uwadze słowa Jezusa: Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie (Mt 10,33).

Męczeństwo było tak ważne, że nawet katechumen, który nie był ochrzczony, ale przelał krew, stawał się pełnoprawnym członkiem Kościoła. Wierzono, że jest ochrzczony w swojej krwi. Znamy całe spisy martyrologium pierwszych wieków.

Białe męczeństwo
Skończyła się epoka męczeństwa. Mamy więc poważny problem. Już nas nie męczą i jak wejdziemy do Królestwa? Co z nami będzie? Co jest tym pewnym znakiem, że wchodzimy do Królestwa? Jednym z wcześniejszych ideałów życia, było życie mnisze, które się rozwijało na pustyni, (życie monastyczne). I mnisi odpowiadają w ten sposób: męczeństwo jest nadal aktualne, ale to białe męczeństwo. Co to znaczy? To znaczy, że już nie chodzi o fizyczne przelanie krwi, ale męczeństwo na tysiące różnych sposobów, które możemy przeżywać każdego dnia i "wylewać swoją krew". Ale istota jest jedna: uciąć i spalić egoizm, który w nas siedzi. A siedzi w każdym z nas.

Wylewaniem krwi może być znoszenie siebie samego, czy znoszenie drugiego człowieka, na którego widok "krew cię zalewa". Przelewaniem krwi może być np. czuwanie nad dzieckiem, pranie pieluch, znoszenie uszczypliwych uwag itp. A przede wszystkim znoszenie siebie samego - jest to najdoskonalsze męczeństwo. Wytrzymać samego siebie, nie machnąć ręką i powiedzieć: "jestem do kitu, nie mam szans, rezygnuję". Musimy walczyć, aby nie przyjąć tej klasycznej pokusy, jaka czyha w pewnym momencie w życiu wewnętrznym - pokusy zniechęcenia. Była ona klasyczna w życiu monastycznym, ale jest też pokusą w życiu każdego chrześcijanina.

Wytrzymać samego siebie! To doskonałe białe męczeństwo, doskonałe wylanie krwi. Każdy z nas ma na to swój sposób. Musimy tylko wiedzieć, że w pewnych momentach będzie nas to bolało. Dlatego też musimy znieść siebie, kiedy mamy ochotę ryczeć i wyć z własnego powodu. Stajemy na głowie, a nic się nie dzieje. Chcemy być dla Pana i służyć innym, ale przeżywamy znudzenie sobą, drugimi, a nawet może i samym Bogiem. Po jakimś czasie euforii czy "miodowego czasu" z Bogiem przychodzi realizm. Wówczas musimy wytrzymać siebie i nie poddawać się zniechęceniu. Wylewać krew w sposób doskonały, choć niekoniecznie krwawy.

Czy jesteś gotów być darem dla drugich ?
Kiedy idziemy na Eucharystię, musi w nas być postawa gotowości przelania krwi za brata, za kościół, za świat. To znaczy, że dzisiaj trzeba by wprowadzić nowe służby. Eucharystia ma wiele służb, ale brakuje jednej. Ktoś powinien stać przy drzwiach kościoła i pytać wchodzących: "Jesteś gotowy przelać krew za innych?" - "Tak" - "Proszę dalej". "Jesteś przygotowany przelać krew?" - "Tak" - "Proszę dalej". "A ty ?" - "Nie wiem" - "Nie odrzucamy cię, nie potępiamy, to jest za wysoki próg dla ciebie. Poczekaj."

Takie znaczenie miała Msza katechumenów, którzy byli obecni tylko na liturgii Słowa (śpiewali psalmy, modlili się), a później wychodzili. Dla nich była to za wysoka poprzeczka. Zostawali tylko ci, którzy rozumieli, że na ołtarzu jest ofiara naszego Pana i nasza ofiara - krew Jezusa i moja krew. Czasami mówimy: "Ja przyszedłem, żeby pośpiewać, pomodlić się." Pięknie, śpiew jest ważny. "Ja przychodzę dla pięknego kazania." Kazanie też jest ważne, oczywiście. Wiele rzeczy jest ważnych. Nawet Biblię możemy czytać w domu. Ale tu chodzi o coś więcej. Chodzi o nasze zjednoczenie z Jezusem Chrystusem, które oznacza m.in. to, że jesteśmy gotowi przelać krew.

Nie chodzi o to, abyśmy chcieli, czy wyszukiwali męczeństwa, ale o nasze przygotowanie. Jezus mówi, że jeżeli was będą prześladować w jednym miejscu, uciekajcie do drugiego. Chodzi o naszą postawę wewnętrzną, czy rzeczywiście jesteśmy gotowi podjąć ten akt miłości. Przelanie krwi to przejaw miłości do drugiej osoby. Kiedy podajemy sobie znak pokoju, to tak, jakbyśmy chcieli powiedzieć drugiej osobie: "Jestem gotów przelać krew za Ciebie. Inaczej zginę, uduszę się w swoim egoizmie i w sobie samym. Dlatego przekazuję ci ten znak pokoju. Chcę Ci powiedzieć, że jestem darem dla ciebie". Szczytem tego jest właśnie przelanie krwi.

do góry


IV KATECHEZA

04.08.2004

Dziś dalej chcemy zastanawiać się i przybliżać sobie ten WIELKI DAR, jakim jest Eucharystia. Temat bardzo wdzięczny i bardzo łatwy, ale i bardzo trudny. Musimy być świadomi, że wszystko ma swoje źródło w Piśmie św. Jeżeli chcemy niektóre rzeczy zgłębić, to powinniśmy znać etymologię słowa (źródłosłów) i jego dalszy rozwój. Warto to znać, bo to ukazuje głębię.

Jak już zaznaczyłem wcześniej, mamy w Biblii dwa sformułowania: wieczerza i łamanie chleba. Ale stopniowo Duch Św. prowadził Kościół do zgłębienia tej wielkiej tajemnicy i powstały nowe sformułowania, np. Msza Święta to nazwa, która powstała dopiero w VI w. po Chrystusie i przyjęła się powszechnie. Dzisiaj pierwszeństwo ma eucharystia - piękna nazwa, o której chcemy mówić.

Co znaczy eucharystia? Z języka greckiego to dziękczynienie. Mówiąc wprost: Eucharystia to dziękczynienie. Możemy robić różne kombinacje: Msza Św. jest ofiarą eucharystyczną, czyli dziękczynną, ofiarą paschalną, ofiarą nowego przymierza. W ten sposób wskazujemy na różne aspekty Eucharystii, które są ze sobą powiązane. Niekiedy bardzo trudno oddzielić jeden aspekt od drugiego. To tyle tytułem wstępu.

Rozważając dalej, musimy znów sięgnąć do fragmentu Pisma św., w którym Pan Jezus ustanowił Najświętszą Ofiarę. Wiemy, że było to przy Ostatniej Wieczerzy. Jak Żydzi celebrowali Wieczerzę Paschalną? Na początku było to proste. Gdy Izraelici wyszli z Egiptu, zjedli baranka jednorocznego bez skazy, pokropili krwią progi i drzwi domów. I to wszystko. Ale później ten ryt się rozwijał. W czasach Chrystusa miał mniej więcej już ustalony przebieg i Pan Jezus respektował to, ale nadał Wieczerzy nową treść i nowe znaczenie.

Gdy Żydzi celebrowali Wieczerzę Paschalną, gromadzili się razem (rodzina czy mistrz z uczniami). Na stole były pokarmy - baranek, wino i chleb. Kielich krążył 4 albo 5 razy. Najbardziej uroczysty był kielich trzeci. Widzimy, że był to kulminacyjny punkt wieczerzy, bo w tym prawie momencie Jezus ustanowił Mszę Świętą. Cały obrzęd odbywał się w ramach dwóch modlitw wielbiąco - dziękczynnych. Najpierw ojciec rodziny odmawiał krótszą modlitwę nad chlebem. Co zrobił i Jezus Chrystus. Później następowało wielkie dziękczynienie nad kielichem. I wtedy właśnie Pan Jezus mówił o Krwi nowego przymierza. (przy tym trzecim kielichu, który był najbardziej uroczysty). Wielkie dziękczynienie miało miejsce, gdy wszyscy siedzieli przy stole i już połamali chleb. Wtedy matka rodziny zapalała lampę i palono kadzidło, aby oczyścić powietrze w wieczerniku na wielkie dziękczynienie, które było bardzo długie. Żydzi dziękowali wtedy za wszystko, co dostali od Pana. Za to, że wyzwolił ich z kraju niewoli i ucisku. Dziękowali za wielki dar przymierza na Synaju, kiedy Bóg powiedział: Jesteście moją własnością. Było to wielkie wyróżnienie, ścisła więź między Bogiem a jego ludem. Dziękowali za opiekę nad narodem. Dziękowali za Prawo, za świątynię. I to trwało bardzo długo. A później (nie miało to jeszcze takiego dialogu) modlitwa dziękczynienia przechodziła w prośbę i po wypiciu trzeciego kielicha śpiewali znów psalmy. Potem był czwarty kielich i po nim rozchodzili się.

Najświętsza Ofiara była ustanowiona w atmosferze dziękczynienia. My nie wiemy, jak wyglądała dziękczynna modlitwa Pana Jezusa. Wiemy tylko tyle, ile jest napisane w Ewangeliach. Zaczniemy rozważania od Mt 26, 26-28 (to jest słowo ustanowienia).
A gdy oni jedli, Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: "Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje". Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, mówiąc: "Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów.(Mt 26, 26-28)

Bardzo wdzięcznie mówi nam tu Ewangelia o ustanowieniu Eucharystii. Gdy jedli (tzn. gdy pili najpierw jeszcze gorzkie zioła i jedli inne pokarmy) wziął chleb i odmówił błogosławieństwo. Była to taka modlitwa wielbiąco - dziękczynna. Żydzi często błogosławili Boga. Mieli takie, można powiedzieć, strzeliste akty dziękczynne. Jezus, odmówiwszy błogosławieństwo, połamał chleb i dał swoim uczniom, mówiąc: Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje. To była ta krótka modlitwa, krótsza modlitwa dziękczynna. Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie - ono trwało rzeczywiście bardzo długo. Kiedy Jezus mówi: bardzo pragnąłem spożyć tę Paschę z wami, możemy sobie wyobrazić, jak Jezus kipiał wdzięcznością, jak chciał dziękować Ojcu. Później dodał: Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów (Mt 26, 27).

Drugi fragment mówiący o ustanowieniu Eucharystii: Mk 14, 22-24:
A gdy jedli, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im, mówiąc: "Bierzcie, to jest Ciało moje". Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie dał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: "To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana (to jest semityzm: za nas - znaczy za wszystkich. W tym fragmencie mamy bardzo krótkie dziękczynienie.

Podobne słowa o ustanowieniu Najświętszej Ofiary są w Łk 22,19-20:
Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie połamał go i podał, mówiąc: "To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę!" Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: "Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana. Czasowniki, które tam się znajdują (połamał, wziął, dziękował, dał itp.) mają wielkie znaczenie. Będziemy do nich wracać.

W listach apostolskich mamy tylko jedną wzmiankę (ale bardzo piękną) o ustanowieniu Najświętszej Ofiary przez Pana Jezusa. Jest to w 1 Kor 11, 17.23-26:
Ja bowiem otrzymałem od Pana to, co wam przekazałem, że Pan Jezus tej nocy, kiedy został wydany, wziął chleb i dzięki uczyniwszy połamał i rzekł: "To jest Ciało moje za was wydane. Czyńcie to na moją pamiątkę". Podobnie, skończywszy wieczerzę, wziął kielich, mówiąc: "Ten kielich jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej. Czyńcie to, ile razy pić będziecie na moją pamiątkę". Ilekroć bowiem spożywacie ten chleb albo pijecie kielich, śmierć Pańską głosicie, aż przyjdzie. Dlatego też kto spożywa chleb lub pije kielich Pański niegodnie, winny będzie Ciała i Krwi Pańskiej.

Mamy tylko te cztery świadectwa biblijne ukazujące ustanowienie Eucharystii - u Mt, Łk, Mk i następnie u św. Pawła, który pisze o tym w pierwszym liście do Koryntian. Chcę zaznaczyć pierwszą rzecz tutaj. Paweł też bardzo zwięźle mówi: "Jezus dziękował".

Msza św. ma być eksplozją dziękczynienia. Mówimy, że Eucharystia jest szczytem życia chrześcijańskiego. Dlatego też, gdy przychodzimy na Eucharystię, powinniśmy być przepełnieni wdzięcznością. Samą nazwę eucharystia stosujemy do postaci eucharystycznych, względnie do całego obrzędu, do całej Mszy Św. I ciągle jesteśmy wzywani do odkrywania życia eucharystycznego, abyśmy sami stali się żywą eucharystią, żywym dziękczynieniem. Po to, abyśmy do końca byli istotami eucharystycznymi, to znaczy pełnymi wdzięczności.
Jak to wygląda na Mszy św.? Jest tam dziękczynienie, ale bardzo małe. To tak zwana modlitwa eucharystyczna, w trakcie której następuje konsekracja, a poprzedza ją prefacja (prefacja - wstęp, przygotowanie). Już ta nazwa wskazuje, że nie możemy być uczestnikami Ciała i Krwi Pańskiej, jeżeli nie jesteśmy odpowiednio przygotowani. Kapłan rozpoczyna ten moment słowami: "Pan z wami. I z duchem Twoim. W górę serca. Wznosimy je do Pana. Dzięki składajmy Panu Bogu naszemu..."Zwróćmy uwagę: "Dzięki składajmy." I zaczyna się prefacja: "Zaprawdę godne to i sprawiedliwe, słuszne i zbawienne, abyśmy zawsze i wszędzie Tobie składali dziękczynienie." Jest to też echo słów św. Pawła z 1 Tes 5, 18: W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. Albo w Liście do Kolosan Paweł pisze: Bądźcie wdzięczni! (Kol 3,15). Za wszystko dziękujcie! I tu jest podkreślenie - dziękujmy za wszystko. To dziękczynienie jest bardzo krótkie i wyrażone w formie hymnicznej, poetyckiej, rytmicznej. I jest to bardzo piękne.

W zależności od okresu liturgicznego wybiera się odpowiednią prefację np. w czasie Bożego Narodzenia jest prefacja na Boże Narodzenie (Nowy Mszał 1997). Ta modlitwa jest bardzo krótka, można powiedzieć za krótka. Gdybyśmy uświadomili sobie, jak Żydzi długo dziękowali i jak Jezus respektował tę modlitwę?! My to robimy ekspresowo, króciutko. A problem w istocie jest głębszy. Chodzi o nasze serce, które powinno być pełne wdzięczności. My dziękujemy Panu w tej prefacji za wszystko! Za to, że nas przeprowadził ze śmierci do życia, z grzechu do łaski, że dał nam nowe życie, że Jezus jest naszą Paschą itd.

Dziękujmy za wszystko! Z jednej strony, gdybyśmy mieli dziękować za wszystko, to byśmy musieli dziękować do końca świata, a i tak stwierdzilibyśmy, że jesteśmy dopiero na początku. To prawda, ale jest czymś niesłychanie ważnym, żebyśmy byli wdzięczni, gdy przystępujemy do celebracji Eucharystii.

Komuś dziękuję, to znaczy uznaję, że ten ktoś dał mi dar. A właśnie dziękczynienie jest odpowiedzią na dar. Pomyślmy, ile dobrych darów Bóg nam daje. Problem spoczywa w tym, że my się do wielu rzeczy przyzwyczajamy i bierzemy automatycznie. Jak wielkim darem jest Msza Św. Bez przesady mogę powiedzieć, że umarlibyśmy ze zdziwienia, gdybyśmy zrozumieli sens Mszy Św. Jak wielkim darem jest przyjaźń z Bogiem. Dar wiary i to wszystko, co się z nim wiąże. Naprawdę Bóg nas ozłocił, obsypał skarbami!

Rozmawiam z ludźmi niewierzącymi (a w Republice Czeskiej deklaruje się 68 % ateistów, oprócz tego są, jak wszędzie, pół wierzący, ale zdeklarowanych ateistów jest 68 %). Stawiają zarzuty. Pierwszy zarzut - oskarżenie Boga o zło: "Gdyby Bóg istniał, nie byłoby wojen. Kiedyś mówili: "Nie byłoby wojny w Jugosławii". Teraz mówią: "Nie byłoby wojny w Iraku". Odpowiadam w ten sposób: "Ja bym proszę pana oskarżył Boga o co innego, o to, że jest bardzo rozrzutny. Dał wszystko w nasze ręce! Wspaniały gest wielkiego formatu. Wszystko jest darem, wszystko jest łaską! Ile dostaliśmy sami, ile darów Bóg dał ludziom, którzy je zmarnowali, ile charyzmatów, ile talentów zakopanych, itd. Możemy myśleć: "Nie docenili mnie, więc zamknę się! W pewnej mierze będę służył, ale zamknę się w swoim sercu." W ten sposób zakopuję dary, które Bóg mi dał! Bóg jest rzeczywiście rozrzutny. Tyle nam dał! To jest wprost niezrozumiałe! Podobnie gdziekolwiek indziej, gdzie jesteśmy, w rodzinie. Tyle ofiary, tyle pięknej służby, bezinteresowności. Ale czasami jedno nieporozumienie sprawia, że zapominamy o tym.

Mamy dziękować za wszystko. Oczywiście, gdy dziękujemy, wtedy przysposabiamy swoje serce do przyjęcia następnych darów. Jeżeli nie mamy takiej postawy, wtenczas nasz udział w Eucharystii jest pod znakiem zapytania. Możemy być podobni do słowika albo hipopotama. W języku czeskim słowik to jest slavik od słowa sławić, chwalić. Co robi słowik dobrze wiecie, a co robi hipopotam? Szemra. Ma taką gębę i szemra. Kim jesteśmy? Słowikiem czy hipopotamem? Mamy całą listę skarg i zażaleń w stosunku do Pana Boga. Albo za długo, albo za krótko, albo za dużo, albo za mało. Rano się budzimy i mówimy: zimno, nie dobrze, deszcz pada. W południe mówimy: jest gorąco... I ciągle wybrzydzamy! Nie znajdujemy szczęścia w Bogu, bo nie mamy postawy eucharystycznej!

Jesteśmy przed Bogiem jąkałami. Dzie...dzie...dzie... - w ten sposób dziękujemy. Tylko jest jeden, który doskonale dziękuje! Kto to jest? Jezus Chrystus. Właśnie Jezus podczas Mszy Św. składa doskonałe dziękczynienie. W Jezusie jest jakby autostrada dwukierunkowa: z góry na dół i z dołu do góry. Z góry na dół - to znaczy zstępuje dar zbawienia, odpuszczenie grzechów, nowe życie, dar uświęcenia itd. Zaś z dołu do góry - uwielbienie, dziękczynienie. Doskonałe dziękczynienie Pana Jezusa. Duch Św. włącza nas w dziękczynienie Jezusa, bo my jesteśmy jąkałami, którzy próbują dziękować. Ojciec Niebieski jest w pełni zadowolony. Problem jest w nas, czy my jesteśmy zadowoleni, czy jesteśmy wdzięczni Bogu za wszystko? Nikt z nas nie pisał petycji do Boga: "Panie Boże, chcę istnieć!" Nikt z nas nie pisał podania. Życie zostało nam podarowane za pośrednictwem rodziców. To biologiczne życie. Podobnie to nadprzyrodzone życie przychodzi jako dar.

Bardzo lubię tekst z 1 Kor 4,7: Któż będzie się wyróżniał? Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał. Wszystko jest Bożym darem, łaską. Kiedy coś dobrego zrobię - nie moja zasługa, dlatego, że w tym, co robię, Jezus mnie uprzedza swą łaską, bym to wykonał. Dlatego Pan Jezus mówi: Beze mnie nic nie możecie uczynić (J 15,5).

Dziękujcie za wszystko! Dziękujcie także za szalenie trudne sytuacje. Dziękujcie za nieprzyjemne i przykre osoby. Za wszystko dziękujcie, oprócz diabła.

Psalm 100 mówi: W Jego bramy wstępujcie z dziękczynieniem. Przydałaby się dodatkowa służba na Eucharystii do obsługi przyrządu, który opatentowałem. Ten przyrząd nazywa się dziękomierz. Przed wejściem do kościoła powinni stać z tym dziękościomierzem ludzie i każdemu wchodzącemu na Eucharystię zadawać pytanie: "Masz dziękczynienie? Bardzo dobrze, kochany bracie, kochana siostro, że przyszedłeś na Mszę Św." Bardzo dobrze, ale to jeszcze nie jest 100%.

Eucharystia jest dziękczynieniem i my przychodzimy po to, aby dziękować. Bardzo pięknie, że po Soborze Watykańskim II dziękczynienie po komunii św. jest dłuższe. W ten sposób rzeczywiście wyrażamy istotę Mszy św., czyli dziękczynienie. Jezus uobecnia swoją ofiarę dziękczynieniem. Jest to ofiara przebłagalna, to ta autostrada z góry na dół, ale i z dołu do góry. Jest to ofiara dziękczynienia. Przebłagalna za nasze grzechy. Z drugiej strony Duch Św. włącza nas w to wielkie dziękczynienie. Jąkamy się, to prawda. Każdy z nas ma swoją drogę duchową i jest inna proporcja łaski. Każdy dojrzewa w swoim czasie, dlatego też Bóg patrzy w nasze serce. Ale ważne jest, abyśmy u schyłku życia byli pełni wdzięczności. Ja nie wiem dlaczego tak jest, ale kiedy są pogrzeby, też oczywiście wstawiamy się za tych ludzi, modlimy się, ale to jest właściwy moment, aby dziękować za całe życie tego człowieka. Chodzi o zmianę akcentów. Być pełni wdzięczności. Tyle uśmiechów, tyle dobrych słów, tyle dobrych pragnień - mój Boże, ile tego wszystkiego było w życiu z pomocą łaski Bożej. Mamy być istotami eucharystycznymi.

A teraz poproszę was o jedną rzecz - przejdziemy do kaplicy i zakończymy nauczanie krótką modlitwą (Ojciec zbliża dziękościomierz do Tabernakulum). Co się stało? Wyciekła rtęć. To jest Ten, który doskonale dziękuje Ojcu.

Panie, dziękuję Ci za to, że Ty doskonale dziękujesz Ojcu w naszym imieniu, że Duch Św. włącza nas do Twojego dziękczynienia, które nieustannie składasz Ojcu. Jesteśmy zaszczyceni, patrząc w tę wielką rzekę dziękczynienia, która płynie przed tron Ojca. Dziękuję Ci Jezu za to, że nas kochasz, że z miłości powołałeś mnie do istnienia, że z miłości Ty mnie wybrałeś i powołałeś do przyjaźni z Tobą. Ty przelałeś całą swoją Krew i wydałeś swoje Ciało za moje zbawienie i całego świata. Ty chcesz, abym ja włączył się do wdzięczności nadzieją stworzenia, przepiękną nadzieją zbawienia. Daj mi Ducha Św., abym Ci jeszcze bardziej dziękował za wszystko, szczególnie za to, co jest dla mnie trudne, za wszystkie próby i doświadczenia. Dziękuję Ci za wszystkie rzeczy przykre, za niesprawiedliwość, za to, co mnie dotknęło. Dziękuję Ci Jezu, że poprzez te trudne rzeczy uczysz mnie przebaczenia i pokory. Wszyscy na mojej drodze mi pomagają. Jedni pomagają mi nieść krzyż, drudzy mnie przybijają do krzyża. Jedni i drudzy robią wielkie dobrodziejstwo w stosunku do mnie. I Ci, którzy pomagają nieść krzyż i ci, którzy mnie przybijają do krzyża, bo czym grubszy gwóźdź, tym więcej nowego życia może wytrysnąć we mnie. Sam nie mogę się przybić do krzyża, potrzebuję kogoś drugiego, a Ty chcesz, abym nosił w sobie Twoje konanie, jak mówi św. Paweł. Jesteśmy jąkałami, ale przychodzimy właśnie do Ciebie, bo Ty dałeś nam Ducha Św. i włączasz nas w to wielkie dziękczynienie razem z Maryją i ze Świętymi w niebie, którzy pięknie Cię chwalą. My też chcemy Cię pięknie chwalić i dziękować za wszystko.

do góry


V KATECHEZA

06.08.2004

Chcemy dalej zgłębiać ten wielki dar, jakim jest Eucharystia.
Wczoraj mówiliśmy o tym, że Msza św. jest Eucharystią, czyli dziękczynieniem - doskonałym dziękczynieniem Pana Jezusa i naszym dziękczynieniem. Jesteśmy jąkałami, ale mamy dziękować. Ważniejsza niż samo słowo jest sama postawa wdzięczności. Chodzi o to, aby wdzięczność, którą mamy, zapaliła wszystkie sfery naszego życia. Abyśmy wszędzie widzieli Boży dar i cieszyli się tym darem. Człowiek, który ma ducha wdzięczności, zauważa każdy drobiazg i cieszy się małymi rzeczami, na przykład drzewami, które porastają góry. Jeżeli my się z tego cieszymy, naprawdę jesteśmy zdolni wylać przed Bogiem wdzięczne serce.

Gdzie jest napisane, że my musimy mieć wodę? Gdy pęknie rura, nie ma wody. I wtedy sobie uświadamiamy, że to jest Boży dar. Gdzie jest napisane, że muszą tu być żarówki, że tutaj musi być światło? Wiele rzeczy bierzemy jako normalne, przyzwyczajamy się, a tak naprawdę wszystko jest Bożym darem. Wszystko! Ja nie studiowałem ekonomii, ale mówią, że ekonomia opiera się na energii. Jest współzależna z energią. Jaka droga energia, tak i wszystko następne. A ja mówię: nikt nie ma radości, kiedy dostaje rachunki za energię. Słońce świeci cały czas, daje nam energię, a Pan Bóg nam nie posłał żadnego rachunku. Jeżeli mamy oczy otworzone i ubogie serce, jesteśmy świadomi tego, że wszystko jest Bożym darem.

I właściwie nasza postawa wdzięczności przechodzi w postawę zdumienia. Gdzie jest powiedziane, że tutaj muszą być ławki. Przecież mogliśmy siedzieć na podłodze. Tylu ludzi siedzi na podłodze, nie ma gdzie usiąść. A my się przyzwyczajamy do wielu rzeczy. Spójrzmy na piękną postawę dziecka, które się dziwi. Mamy być jak dzieci. Dlatego Jezus wzywa nas, żebyśmy byli wdzięczni, żebyśmy rzeczywiście przychodzili na Eucharystię w postawie wdzięczności.

Często tak bywa, że ktoś pełni jakąś służbę, np. w rodzinie, a jak zachoruje i zabraknie go, dopiero zauważamy, ile mu zawdzięczamy. Przychodzimy na Spotkanie Modlitewne - już ktoś wcześniej załatwił klucze, czy inne rzeczy itd. Jest to Boży dar dla nas. Mamy być za to wdzięczni. A to, co szczególnie nam Jezus kładzie na sercu, to właśnie cieszyć się małymi sprawami. Cieszyć się każdą chmurką, każdym promieniem słońca, każdym powiewem wiatru. To sprawdzian, czy mamy postawę wdzięczności. Już nie mówiąc o tym, co nam Bóg daje w wielkim geście, gdy chodzi o odpuszczenie grzechów, gdy chodzi o nowe życie, które w nas stale pomnaża i powiększa. Oczywiście mamy też dziękować Panu za to, co jest trudne i bolesne - za wszystko.

Pytamy się, gdzie jest najpełniejsze miejsce spotkania z Chrystusem, abyśmy mogli się z Nim zjednoczyć i całkowicie do Niego przylgnąć? Wyjść może być wiele. Jednym z nich może być osobista modlitwa, która jest konieczna (Namiot Spotkania). Innym sposobem - czytanie Pisma św. Dla kogoś może być to praca, drugi człowiek, kontakt z przyrodą. Ale stężeniem tego spotkania jest czas Eucharystii. Zauważmy, że w czasie Mszy św. obecność Pana jak gdyby stopniowo coraz bardziej się zagęszcza. Najpierw zmartwychwstały Pan jest w zgromadzonym ludzie. Tam, gdzie dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18, 20). Następnie jest On obecny w celebransie, dlatego też na początku Mszy św. wstajemy. Następnie obecność Pana bardziej zagęszcza się, gdy jest czytane i głoszone Słowo Boże. W tym Słowie jest obecny Pan, dlatego też my - kapłani całujemy Biblię. Jest to pocałunek, który dajemy Panu Jezusowi w podzięce za Jego Słowo. To piękne, że kapłan pocałuje, ale byłoby pięknie, gdyby każdy z Was to czynił osobiście. To nie jest jedna z wielu ksiąg. Jest to Pierwsza Księga. Nie jedyna, ale pierwsza. Oczywiście niektórzy całują karty kredytowe itd.

Najintensywniejsza obecność Chrystusa jest pod postacią chleba i wina. Nie jest to obecność neutralna, obojętna, ale cała dla nas. Pan daje nam siebie. W trzech Ewangeliach ( u Mt, Łk i Mk) mamy Ostatnią Wieczerzę bardzo zwięźle przedstawioną. Przede wszystkim dokonuje się wtedy ustanowienie Eucharystii. W Ewangelii według św. Jana nie mamy słów ustanowienia. W czasie Ostatniej Wieczerzy Jezus wygłasza długą mowę pożegnalną (od 13 do 17 rozdziału). Mówi wiele ważnych słów, m.in. o Duchu Św. i swoim odejściu z tego świata. Najpierw umywa nogi apostołom, a później mówi o przykazaniu miłości itd., ale nie ma samych słów ustanowienia Mszy Św. Jest piękna mowa eucharystyczna w 6 rozdziale, którą Pan Jezus powiedział, gdy rozmnożył chleb, a później przeszedł na drugi brzeg jeziora i uciszył je. Uczniowie bali się, bo zobaczyli inny cud Pana Jezusa. W mowie eucharystycznej Jezus nawiązuje do różnych wydarzeń starotestamentalnych, przede wszystkim do wędrowania ludu Izraelskiego przez pustynię, kiedy codziennie jedli mannę. I Pan Jezus gra w otwarte karty. O co chodzi? Dlaczego mnie szukacie? Jaka jest Wasza właściwa intencja?

Tutaj chciałbym podkreślić jedną taką rzecz, odwołując się do fragmentu J 6, 48-57:
Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata". Sprzeczali się więc między sobą Żydzi, mówiąc: "Jak On może nam dać swoje ciało do spożycia?". Rzekł do nich Jezus: "Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie.

Jezus ciągle wraca do tego fragmentu: "Jestem chlebem z nieba itd." Najważniejsze zdanie w całej mowie eucharystycznej jest w wersie 55, który mówi: Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Akcent spoczywa na słowie "prawdziwy". Oczywiście dla tych, którzy szli za Jezusem, był to szok. Jak to jest możliwe? Co prawda dzień wcześniej byli świadkami wielkiego cudu, kiedy Jezus nasycił co najmniej 20 tys. ludzi. Wielki tłum. Wielki cud! Tyle bochenków, tyle ryb. I Jezus mówi, że on jest prawdziwym chlebem, że Jego ciało jest prawdziwym pokarmem. Przecież to jest kanibalizm! Jeść ciało - jeden palec, głowę, no to jest coś strasznego. Ciekawa jest postawa Jezusa. Zbawiciel mówi jasno: To jest prawdziwy pokarm. Prawdziwe ciało i prawdziwa krew. Nie mówi o symbolu. To, że Żydzi szemrali i byli zgorszeni, to jeszcze możemy potraktować za drobnostkę. Ale uczniowie Jego? W wersie 60 czytamy: A spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: "Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?". A Jezus nie cofa tego, co powiedział. Bardzo charakterystyczne jest, że Jezus posługuje się przypowieściami i niekiedy tłumaczy nawet te przypowieści np. o siewcy czy o kąkolu pszenicy. Ewangelista Marek podkreśla, że Jezus mówił w przypowieściach, a osobno wyjaśniał te przypowieści uczniom. Im szczególnie się poświęcał.

W tym momencie wyobraźcie sobie, że nie tylko ludzie są niezadowoleni, ale i uczniowie zaczynają się denerwować: "Trudna jest ta mowa, jak to jest możliwe? Głupstwa pleciesz". Co mówi Ewangelia? Odtąd wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim nie chodziło (w.66). Wielu odeszło. Byli zgorszeni. A Jezus stawia pytanie: Rzekł więc Jezus do Dwunastu: "Czyż i wy chcecie odejść?" (w.67). To znaczy: możecie wszyscy odejść. Ja nie zmienię tego, co powiedziałem. To jest prawdziwa Krew i prawdziwe Ciało za życie świata. Kto spożywa to Ciało, pije tą Krew, ma życie wieczne. Początek życia wiecznego. A ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Jest to bardzo mocne podkreślenie rzeczywistej, realnej obecności Pana pod postacią chleba i wina. Nie ma tu symbolu. Jest rzeczywistość. Gdy Jezus mówi o spożywaniu Jego Ciała, w jęz. greckim jest słowo "gryźć". Także nie ma najmniejszej wątpliwości od strony językowej, że chodzi o jedzenie Ciała. Jest to sprawa wiary, oczywiście. Dlatego Jezus mówi: Lecz wśród was są tacy, którzy nie wierzą. Jezus bowiem na początku wiedział, którzy to są, co nie wierzą i kto miał Go wydać. Nie jest to sprawa samego Pisma, jak wiemy, bo można je różnie interpretować. Chodzi o postawę wiary.

Dlatego też miejscem, gdzie możemy spotkać Chrystusa w sposób najbardziej stężony, jest Eucharystia. Nie jest to miejsce wyłączne, ale uprzywilejowane. Jezus ofiaruje sam siebie w Eucharystii. Jest to ofiara Pana i powiedzieliśmy - nasza ofiara.

Zapytam się: Co to znaczy "ofiara"? Co to jest "ofiara"? Ofiara znaczy oddanie siebie czy czegoś Bogu, ze ścisłym zamiarem, aby została zniszczona wszelka bariera między Bogiem a kimś, kto składa ofiarę. W naszej sytuacji, po grzechu pierworodnym, jest to ofiara pojednania i przebłagania, bowiem Jezus przelewa swoją Krew i wydaje swoje Ciało za nasze grzechy. W przypadku Adama i Ewy możemy powiedzieć, że była to ofiara dziękczynienia - oddanie się Bogu i radosne dziękczynienie, uwielbienie.

Jak mówiliśmy wcześniej, z góry na dół, jest to ofiara pojednania, przebłagania, a odpowiedzią na to jest dziękczynienie. Jezus, z dołu na górę, składa dziękczynienie Ojcu, a my zjednoczeni razem z Nim. Aby była prawdziwa ofiara po grzechu, musi być coś zniszczone. To znaczy z daru ofiarnego musi być coś zniszczone, aby ofiara była miłą Bogu. W wypadku ofiar starotestamentalnych było to przynajmniej symboliczne złamanie karku zwierzęcia czy spożycie pokarmu przez kapłana (były również ofiary ze zbóż). W wypadku Jezusa jest to również wylanie Krwi i Jego śmierć. I mocą tej Krwi, tej śmierci, nastąpiło pojednanie.

Dlatego też przy Mszy św. mamy prawdziwą ofiarę Pana, którą Duch Św. uobecnia w momencie konsekracji. Jest to uobecnienie ofiary, a nie jej powtórzenie. Dlaczego? Z prostego powodu: gdybyśmy byli zdolni przyjąć tę ofiarę i wszystko, co ona niesie w sobie, wystarczałoby tylko raz w ciągu życia uczestniczyć w Eucharystii i mielibyśmy z głowy. Wyszlibyśmy jako istoty zupełnie przemienione i nowe. Ale nasza zdolność percepcji jest ograniczona. Dlatego stale potrzebujemy głębiej i pełniej uczestniczyć w tej ofierze.

Jezus odkupił i nasze cierpienie. Wyniósł je na wyższy poziom. Możemy nasze cierpienie złączyć z Panem Jezusem. Nasz ból, nasz trud możemy złączyć z bólem i trudem Pana Jezusa. Gdybyśmy pojęli to wszystko, co niesie w sobie Eucharystia, to rzeczywiście by nas spaliła i pozostałoby po nas trochę popiołu. My potrzebujemy ciągle na nowo uczestniczyć w tej najświętszej ofierze.

Znakiem zewnętrznym naszej ofiary jest niesienie darów - chleba i wina. W tym znaku każdy z nas chce oddać siebie. Nie rozumiem dlaczego ktoś mówi, gdy trzeba wrzucić hostię: "Wrzuć za mnie". To jest niezrozumienie znaku, ja nie mogę się za Ciebie ofiarować. Bo my się współofiarujemy razem z Jezusem Chrystusem. Hostia, którą złożysz, symbolizuje Ciebie. To jest znak naszej ofiary.
Chleb jest symbolem pracy. Modlitwa kapłana o tym mówi: "Błogosławiony jesteś Panie Boże wszechświata, bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb - owoc ziemi i pracy rąk ludzkich". Wino jest symbolem cierpienia i radości.

To, co przynosimy w ofierze, zostaje przemienione. Jest konsekrowane przez kapłana (konieczny jest sakrament kapłaństwa, żeby na ołtarzu była Krew i Ciało Pana Jezusa). Kiedy kapłan podnosi Ciało i Krew Pańską nad ołtarzem, my wypowiadamy nasze "Amen". Kapłan jest konieczny, żeby nastąpiło przeistoczenie. I on też się ofiaruje, ale każdy z nas ofiaruje Jezusa Niebieskiemu Ojcu. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie. To jest ten gest ofiarniczy. I mówimy nasze "Amen". Niekiedy jest ono bardzo piękne i rozbudowane (np. na trzy głosy). Takie potężne "Amen". Czasami, celebrując Eucharystię, mówię: Wiecie co, było słabe to amen."

Tylko jest problem z tym, z czym my przychodzimy na Eucharystię. Jeżeli mamy postawę ofiarną - co my kładziemy na patenę, co my kładziemy do kielicha? Mamy przyjść, aby złożyć siebie w ofierze. Wszystkie swoje radości, udręki i trudności rzucić na patenę i do kielicha, aby były konsekrowane, aby później ofiarować to Bogu i przyjąć przemienione.

W Liście do Rzymian czytamy (Rz 12,1): A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej. Mamy współofiarować się z Jezusem Niebieskiemu Ojcu. Wszystko ofiarować. Dlatego, że Wy też jesteście kapłanami i kapłankami na podstawie chrztu św. Mówimy o kapłaństwie służebnym czy hierarchicznym, które ja mam na podstawie święceń kapłańskich. Ale jest też kapłaństwo powszechne, w którym wy uczestniczycie. I to wszystko, co przeżywasz w ciągu dnia i te ofiary, które ponosisz i to cierpienie, które cię dotyka itd. - to wszystko jak kapłan (kapłanka) przy Eucharystii ofiarujesz Bogu.

Mam takie pytanie: wszystko mamy ofiarować Panu, zgodzicie się? Dobrze. A ja mam pytanie: Kto z Was był już na swoim pogrzebie? Nie chodzi o pogrzeb jako śmierć, powiedzmy grzech (bo grzech jest śmiercią), nie chodzi, że musimy obumierać (musimy uśmiercać w sobie egoizm, pychę itp.), ale od strony biologicznej. Pytam się: kto z Was był już na swoim pogrzebie? Ja już byłem. O co chodzi? Wszystko mamy oddawać Panu, to znaczy, że możemy też ofiarować swoją śmierć. Ja już Jezusowi powiedziałem: "Wiem, że umrę, choć nie wiem kiedy. Panie Jezu, ja Ci ofiaruję moją śmierć za ewangelizację ludzi, do których byłem posłany". Już śmierć mam za sobą.

Wszystko ma znaczenie ofiarnicze, ale tylko dlatego, że Jezus odkupił naszą śmierć. W sposób dobrowolny możemy ofiarować swoją śmierć i swoje cierpienie. Umieramy tylko raz i możemy swoją śmierć zmarnować. Chodzi o to, żebyśmy się ofiarowali ofiarą całopalną. Bóg będzie nam ukazywał granice naszej ofiary. I zawsze będzie nam dawał łaskę do tego, abyśmy się jeszcze pełniej ofiarowali drugim.

Kiedyś jeden z misjonarzy został wysłany do chorego na front. Było mu bardzo ciężko. Idąc, z daleka zobaczył szałas. I powiedział sobie: "Już nie podołam, już nie mam siły, nie dam rady, brak mi ducha, upadam". Ale patrząc na małe dziecko, otrzymał światło, żeby jeszcze iść, nie rezygnować, ale trwać. I poszedł do tego szałasu i zobaczył jeden wielki wrzód. W końcu zmusił się ostatkiem sił, wyspowiadał chorego, dał komunię św. i pocałował w czoło. Usłyszał słowa: "Proszę ojca, jeszcze mnie nikt w życiu nie pocałował". I właśnie wtedy, kiedy będziemy przeżywali moment braku sił, Duch Św. zachęci nas, abyśmy się ofiarowali do końca. Jeżeli modlimy się i idziemy na Mszę św. do kościoła, musimy właśnie stanąć w postawie, że Bóg może zażądać ode mnie więcej, niż jestem Mu w stanie dać, niż sobie wyobrażam. Więcej i więcej. Mamy zawsze być w dyspozycji do Pana, a Pan zawsze będzie nam ukazywał granice naszej ofiary.

Nie chodzi o dziką gorliwość czy bycie gwiazdą jednego sezonu ( spalić się, zniszczyć sobie zdrowie itd.). Nasze ofiarowanie się zawsze powinno być mądre i roztropne, a wtedy będzie prowadziło do tego, abyśmy oddalili od siebie wygodnictwo i lenistwo, bo to hamuje nas. Niekiedy mówi matka czy ojciec do dziecka: Życzę Ci, żeby Ci było dobrze w życiu (a myśli o łatwym życiu). Chrześcijańskie (ewangeliczne) życzenia są inne: Życzę Ci, abyś był jeszcze bardziej ofiarny ode mnie, aby Twoje życie było jeszcze bardziej ofiarne od mojego. Taki człowiek świadomie uczestniczy w Eucharystii. Wie, że to jest ofiara, że całe życie mamy dać Bogu i ludziom w ofierze.

Życzę Ci, aby Twe życie było bardziej ofiarne niż moje. To są chrześcijańskie życzenia. Łatwe życie jest zaprzeczeniem ofiary. Im więcej ofiary, tym lepiej. Granice ofiary wyznaczy Ci Duch Św., dlatego nigdy nie można patrzeć na drugiego, bo będziemy mieli kompleksy, ale pytać: "Co Ci mogę, Panie, dać dziś w ofierze?"

do góry