.: Strona główna
Wspólnota
 .: Kim jesteśmy?
 .: Lider wspólnoty
 .: Ksiądz opiekun
 .: Animatorzy
 .: Diakonia
Działalność
 .: Kurs Alfa
 .: Misje
 .: Modlitwy za miasto
 .: Sieć Modlitwy Wstawienniczej
Wydarzenia
 .: Terminy
 .: Rekolekcje letnie
 .: Kalendarium
 .: Historia wspólnoty
Czym żyjemy
 .: Eucharystia wspólnotowa
 .: Spotkanie modlitewne
 .: Małe Grupy
 .: Formacja
 .: Katechezy
 .: Czytania na każdy dzień
 .: Codzienna modlitwa brewiarzowa
 .: Poezja
Księgarnia
 .: Zdjęcia
 .: Mapka

 .:Linki
 .:Kontakt
 

SPOTKANIE MODLITEWNE


Raz w tygodniu, w niedzielę, gromadzimy się całą Wspólnotą na Spotkaniu Modlitewnym. Trwa ono dwie godziny, w czasie których wielbimy Boga wpólnym śpiewem. Wierzymy w wielką moc modlitwy, którą wtedy w różnych intencjach zanosimy do Boga. Spotkanie Modlitewne jest także miejscem naszej formacji, ponieważ poprzez krótkie nauczania przygotowywane przez poszczególne grupy i lidera Wspólnoty omawiamy tematy dotyczące pogłębiania naszej wiary.

W czasie Spotkania Modlitewnego trwa także posługa modlitwy wstawienniczej dla wszystkich, którzy jej potrzebują.

Spotkanie Modlitewne zajmuje szczególne miejsce w życiu wspólnotowym, ponieważ dzięki niemu raz w tygodniu możemy spotkać się razem z siostrami i braćmi z wszystkich grup tworzących naszą Wspólnotę. Jednocześnie jest spotkaniem otwartym dla wszystkich, którzy pragną się modlić.

Cieszymy się i dziękujemy Bogu, że niezmiennie od kilkunastu lat jest czas i miejsce, gdzie możemy się gromadzić na wspólnej modlitwie.


Tematy nauczań:

| 12 XI 2006 r. - tematks. M. Rosik) |
| 11 XII 2005 r. - Jak dzisiaj być świadkiem? (ks. M. Mekwiński) |
| 4 XII 2005 r. - Walka duchowa (Robert) |
| 13 XI 2005 r. - Uwielbienie ciałem cz.3 (Ania) |
| 6 XI 2005 r. - Uwielbienie ciałem cz.2 (Ania) |
| 30 X 2005 r. - Kwas Faryzeuszów (Piotr Rotte) |
| 23 X 2005 r. - Uwielbienie ciałem cz.1 (Ania) |


Spotkanie Modlitewne 12 XI 2006 r.



Spotkanie Modlitewne 11 XII 2005 r.


Nauczanie: ks. Marek Mekwiński
Temat: Jak dzisiaj być świadkiem?

Przed rozpoczęciem nauczania ksiądz Mekwiński zarzuca na Krzysia liczne torby, tak, że przygniatają go do ziemi. Wskazuje na niego.

Kochani i Drodzy! Krzyś to obraz człowieka, który przychodzi na Spotkanie Modlitewne i Eucharystię.
Teraz Krzysiu, stań twarzą do Pana Jezusa, bo do Niego przychodzisz, wznoś ręce ku górze, uwielbiaj i błogosław Go. Co się dzieje? Diakonia muzyczna może dać z siebie wszystko, ale i tak człowiek obciążony niewiele może z siebie wykrzesać.
Krzysiu, teraz spokojnie zostawiaj torby, połóż jedną, drugą, trzecią...
I teraz dopiero, bez obciążenia, można zwrócić się do Jezusa, wznieść ręce i uwielbiać Go.
Podobnie jest z nami. Często próbujemy z całym bagażem, mimo wszystko, uwielbiać Boga. Ale coś nas wstrzymuje.

Dziękując Panu Bogu za uwielbienie na początku Spotkania, bardzo bym prosił, abyście, nie zmieniając pozycji siedzącej, położyli prawą dłoń na lewej stronie, tak, żeby odczuć bicie serca i pomodlili się ze mną:
Boże, mój Ojcze, chcę i chciałem Cię uwielbiać dziś na Eucharystii i w tym pierwszym etapie Spotkania, ale Ty Panie wiesz, co tak naprawdę mnie blokuje. Chcę Ci Panie oddać mój grzech, ale często brakuje mi wiary, gubię modlitwę i zupełnie zapominam o Twoim Słowie. Dlatego chcę Ci oddać każdy mój grzech i to, co się dzieje w relacji z moimi bliskimi, ten czas, który był dzisiaj i w ostatnim tygodniu. Zmiłuj się nad nami Panie, bo zgrzeszyliśmy przeciw Tobie. Okaż nam miłosierdzie swoje i daj nam swoje zbawienie. Niech się zmiłuje nad nami Wszechmogący, odpuściwszy nam grzechy, niech nas doprowadzi do życia wiecznego. Amen.

Nie wiem, czy wiecie, ale grzech jest miejscem spotkania człowieka z Bogiem. Ktoś powie (i słusznie), że grzech pod namową Złego to uleganie pokusie. To prawda. Któż z nas jest bez grzechu? Ale jeżeli już grzech został popełniony, uczyńmy to miejsce miejscem spotkania z Bogiem. Właśnie to miejsce, od którego by człowiek najchętniej uciekł, należy uczynić miejscem spotkania z Bogiem. W rozważaniach niech nam pomoże niesamowita postać, która zupełnie nie licuje z współczesną mentalnością i kulturą, ale do której ciągnęły tłumy. O nim było dzisiejsze czytanie Ewangelii - to oczywiście Jan Chrzciciel. Ani wyglądu nie miał za bardzo (włosy w nieładzie), ani warunków do życia (pustynia, góry). Taki trochę dziki, samotny człowiek. A jednak sława jego się rozchodziła po całej okolicy i wszyscy szli do niego. Dlaczego? Co było źródłem jego przyciągającej siły? Po co do niego przychodzili? Po to, żeby wyznać grzechy. Jan Chrzciciel to był ktoś, wobec kogo inni nie czuli się niżsi. Biedacy nie byli skrępowani, bo wyglądał biednie. Ci, którzy byli zaniedbani, nie krępowali się. Nie chcę powiedzieć, że dlatego, że był zaniedbany, ale być może ten element na nich działał, mówiąc paradoksalnie, przyciągająco.

Chciałbym kilka słów powiedzieć na temat tego, jak dzisiaj być świadkiem. Kochani, nie ma się co czarować, za blichtrem współczesności nie nadążymy. Chociaż swoje umiejętności i kompetencje trzeba zwiększać. Trzeba coraz piękniej śpiewać, coraz piękniej głosić katechezy, prowadzić modlitwę, organizować różne rzeczy itp. Trzeba to robić coraz lepiej. Ale jeśli chodzi o konkurencję porównawczą, nie jesteśmy w stanie tym ludzi zadziwić. Świat jest dzisiaj tak uderzający, a zło wciskające, że wystarczy nic nie robić i idziesz w dół, bo momentalnie nasiąkasz. Nie masz nic do roboty, włączysz telewizor, a tam 4/5 programu jest po to, żeby chwycić twoją uwagę, żebyś siedział jak zaczarowany. Można oczywiście w jednym czy drugim odcinku takie czy inne przesłanie odebrać, taką czy inną dobrą informację, ale tak sobie pomyślałem, że właściwie motywem jest kasa. Czasami swoje serce można roztkliwić i odnaleźć siebie w innej postaci. I właśnie o to chodzi, żeby to chwyciło. Dlaczego Harry Potter jest tak chwytliwy? Nie tylko dlatego, że cała sfera duchowa za tym stoi (choć stoi), ale dlatego, że wprowadza młodego człowieka w nierealny świat, odrywa od rzeczywistości, nie tylko przez abrakadabra czy czary mary. Zauważcie, że ten chłopak był bez rodziców, mieszkał w rodzinie, która go nie kochała. Ile dzieci dzisiaj może się utożsamić z takim bohaterem (nawet w swojej własnej rodzinie). Rodzi się pewna więź z tym bohaterem. Człowiek wchodzi w jego osobę i chce zmienić świat. Dlatego te zaskakujące zmiany sytuacji - ciach i jest zupełnie inne rozwiązanie, nagle cała rzeczywistość się zmienia. Ale właśnie to jest ta tęsknota, w którą my, jako świadkowie Chrystusa, możemy uderzyć! W tę właśnie tęsknotę uderzył Jan Chrzciciel. Tylko że uderzanie w tę tęsknotę jest ogromną odpowiedzialnością, bo jeżeli zaświadczysz komuś o Bogu i ktoś przez Ciebie w Boga uwierzy, to wiesz, jakie są tego konsekwencje?

Co mówisz sam o sobie? Jan Chrzciciel nie reklamował siebie jako Eliasza, chociaż Jezus powiedział o nim: Eliasz już przyszedł i uczniowie zrozumieli, że mówił o Janie Chrzcicielu; Ja nie jestem prorokiem, a Jezus powiedział: Nie ma większego narodzonego z niewiast od Jana, więc był prorokiem. Jedno, czemu zaprzeczył do końca, to fakt, że nie jest Mesjaszem. Popatrzcie, ile w tym człowieku było pokory! I dzisiaj świadkowi Chrystusa potrzebna jest pokora. Pokora, która pozwoli siebie ranić! To znaczy ranić siebie przez drugiego człowieka, który naprawdę na Boga się otwiera. Musimy bowiem pamiętać, że po fali entuzjazmu, jaki towarzyszy każdej ewangelizacji (czy jest to kurs alfa, Filipa czy jakikolwiek inny), po jakiś czasie wszystko opada i wychodzi natura człowieka, którą trzeba zmienić. Trwanie we Wspólnocie umacnia nas. Musisz zachwycić człowieka swoim wnętrzem, a raczej tym, którego masz we wnętrzu, bo za nikim innym człowiek nie pójdzie do końca, tylko za Jezusem. Nawet Diabeł musi używać sprytnych sposobów, żeby cały czas postać zmieniać, żeby dalej ktoś szedł za nim. Dzisiaj trzeba świadków na miarę Jana Chrzciciela - pokornych, uniżonych. Dlatego to jest tak bardzo ważne: żeby dzisiaj być świadkiem Chrystusa, musisz się zmieniać!

Św. Paweł pisał: On to, Bóg, uczynił grzechem tego, który nie znał grzechu. Jak się czujecie, kiedy ktoś was niesłusznie oskarży? Okropne uczucie. A pomyślcie, że cały grzech był w Jezusie. Co Jezus zrobił? Zniżył się i zrównał. Takie poznanie ludzkiej natury, które było udziałem Jezusa, z dobrej nieprzymuszonej Jego woli, powodowało, że grzesznicy do Niego lgnęli. A nawet jeżeli traktowali Jego cuda jak reklamę, to co Jezus zrobił? Pamiętacie te fragmenty, gdzie Jezus zakazywał mówienia tego, co uczynił? A jak po rozmnożeniu chleba, kiedy królem chcieli Go obwołać, usunął się? Jak nie pozwalał wejść innym, być świadkiem wskrzeszenia, jak tylko rodzicom i apostołom? A nawet jak uzdrawiał, to w konkretnym celu. Odpuszczone są twoje grzechy. Wstał, wziął swoje łoże i poszedł do domu. I zdębieli wszyscy. Bo nie chodziło o reklamę, tylko o dotarcie do środka, do wnętrza.

Wracając do początku - twój grzech i twoja słabość może być, powiem więcej, musi być miejscem spotkania z Bogiem. Bogiem naprawdę kochającym i miłosiernym. Patrz na Jezusa! Przyjdzie twoja bieda, w ogóle się nią nie zajmuj. Powiedz: oddaję Ci to, Jezu, i wracaj do Niego. Czymże jest twoja bieda wobec tego, że Jezus już ją wziął na krzyż? To po co jej uwagę poświęcasz? Patrzysz na siebie, jak zawalisz sprawę. Skąd to wiem? Bo ja tak robię. A ty patrz na Jezusa! Powiem więcej: doświadczasz zachwytu na modlitwie, czujesz Jego obecność? Nie idź za tym. Patrz na Jezusa! Wiecie, jakie to trudne? Człowiek za takimi łakociami na modlitwie idzie. A ty masz iść za Bogiem. To naprawdę nie jest ważne, jak się poczujesz na Spotkaniu Modlitewnym, dobrze czy źle. Najważniejsze, żebyś miał wolę pójścia za Bogiem. Może być całe Spotkanie przemęczone (czego Tobie nie życzę), nie raz miałem przemęczone spotkanie i osobistą modlitwę, ale jak wychodziłem, moje serce się modliło. Podobnie może być z Eucharystią.

Każda modlitwa, czy to jest adoracja w ciszy, Eucharystia czy nasze Spotkanie Modlitewne, ma jeden cel: patrzeć na Jezusa. Popatrz: Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata - mówi Jan Chrzciciel. Potrzeba, aby On wzrastał, a ja bym się umniejszał. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, a któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u Jego sandałów. Cóż za pokora i uniżenie. A wszyscy wiemy (przepraszam za określenie), jak głupio Jan Chrzciciel skończył. Popił sobie król, dziewczę mu się spodobało, głupie słowa chlapnął... A ile my głupich słów chlapiemy, a potem ponosimy konsekwencje? Po ludzku rzecz biorąc, życie Jana Chrzciciela było totalną przegraną. Ile on miał uciechy w życiu, ile komfortu? Ani wyglądu, ani krajów odległych nie zwiedził i jeszcze zginął w kwiecie życia. I to jak głupio. Cichy pogrzeb. A jednak nie było większego wśród narodzonych z niewiast od Jana, przynajmniej do tej pory. Jego wielkość polegała na tym, że był blisko Jezusa i że wypełnił do końca swoje zadanie. Co zrobił? Powiedział: Patrz na Jezusa!

Wspomnę jeszcze o innym człowieku, którego bardzo lubię i który mnie zachwycił, gdy byłem w seminarium - to Karol de Foucault, członek Legii Cudzoziemskiej. Był dość dobrze urodzony, miał funkcję oficera. Pozwalał sobie - hulanki, swawole i "trzymanie za twarz", bo dyscyplina musi być. Wraca z powrotem do Paryża. Chce pogadać z księdzem, bo coś go rusza i "trafia kosa na kamień". On chce gadać, a ksiądz: klękaj, będziesz się spowiadał! Chce gadać, ksiądz: klękaj, będziesz się spowiadał! Klęknął, wyspowiadał się. Ta rozmowa była procesem przemiany. Zrozumiał, że połowę swojego życia (30 lat) zmarnował. Ale druga połowa, prawie 30 lat (29 lat, bo 59 miał jak zmarł, zresztą został zastrzelony) była inna. Wrócił do plemion -Tuaregów - tam, gdzie był wcześniej jako legionista. Próbował nawrócić, próbował zorganizować zgromadzenie. Zyskał dwóch kandydatów. Jeden z powodów bodajże słabego zdrowia od niego odszedł, drugi nie wiem z jakiego powodu, ale też odszedł. Został sam. A co ten człowiek robił? On godzinami patrzył na Jezusa. I jeszcze go zabili, ci z tego regionu. Może jakieś inne plemię, które walczyło z tym, w którym był i mieszkał. Ale 20 lat po jego śmierci młodzi ludzie wzięli do ręki książkę, listy i korespondencję z kimś z rodziny, i zachwycili się. 20 lat po jego śmierci powstaje zgromadzenie, o którym marzył. On jest jego założycielem.

Nie jest najważniejsze, ile w życiu osiągniesz. Nie oceniaj siebie z takich czy innych powodów, ekspresji, zaangażowania. Nie frustruj się, proszę. Patrz na Jezusa! I powiem: nie przeszkadzaj Mu! To tak niewiele, a to jest wszystko. On przez Ciebie będzie działał, bo tak naprawdę nie jesteś w stanie zmienić drugiego człowieka, choćbyś na uszach stawał. Kochany mężu, zmień swoją żonę. Łatwe? Kochana żono, przemów do rozsądku swojemu mężowi. Na pierwszej rozmowie to się dzieje, od razu? A przecież po polsku gadasz. Dlatego dzisiaj, żeby zmienić, żeby być świadkiem, żeby być tym pociągającym, trzeba patrzeć na Jezusa. Wypełnić misję, którą Jezus mi daje, słuchać Go. To znaczy też zmieniać się, nawracać i przemieniać. A nawracam się tam, gdzie widzę moje grzechy. Dlatego, gdy chcesz się zmieniać i być świętym, to szykuj się na odkrycie nowych przestrzeni w twoim życiu, które Bóg chce zmienić, nawrócić, oczyścić. Lubię to mówić, bo wielcy święci uważali siebie za wielkich grzeszników. Czy kłamali? Nie, bo będąc tak blisko miłości Boga, widzieli przestrzeń swojego grzechu. Po to, żeby ich ten nadmiar objawień w pychę nie wyniósł.

Dlatego twój grzech jest miejscem spotkania z Bogiem. Ja nie mówię, żebyś się cieszył z tego, że nagrzeszyłeś w ciągu tygodnia, ale żebyś przyszedł z tym do Jezusa i nie gapił się w to, co żeś narobił i napsuł i na siebie pod tym kątem, tylko żebyś z tym patrzył na Jezusa. A On w tych miejscach będzie Ci się objawiał jako Zbawca. I wiesz, jaki będzie tego efekt? Bóg ci przyśle kogoś, kogo bardzo dobrze zrozumiesz, bo ty wpierw to przeżyłeś. Najlepsze modlitwy i najpiękniejsze rozmowy wiecie, kiedy miałem? Nie wtedy, kiedy byłem super tytanem duchowym i przeżywałem wzlot pod niebo, bo potem tak dostałem, że z pokorą do spowiedzi świętej gnałem czym szybciej. I łzy roniłem, mówiąc: Boże, czemu dopuściłeś, że tak upadłem? Zaraz miałem jakiś telefon, umówione spotkanie, i już wiedziałem dlaczego. Nie górowałem nad człowiekiem, nie wywyższałem się nad niego, czułem się taki jak on, a często czułem się jeszcze mniejszy, bo on przynajmniej nieświadomie, a ja z całą świadomością zgrzeszyłem. Z tym wszystkim przyjdź do Jezusa.

I jeśli mogę coś na zakończenie bardzo praktycznego polecić, co pomaga zmienić życie i w ten właśnie sposób stawać się świadkiem Chrystusa, to bardzo bym polecił solidny rachunek sumienia, codzienny. Dla mnie jest to zmartwychwstanie, dlatego, że staję przed Bogiem w prawdzie takim, jakim jestem, czasami z czarną wizją dnia. Wystarczy, że stanę przed Bogiem w prawdzie, a wstaję z modlitwy zupełnie inny. Bóg tak zmienia moje serce, że idę świadomy tego, że mogą mnie poranić. A wiecie, jaki jest efekt zranienia? Taki jak na krzyżu. Zranione serce jeszcze bardziej kocha. To jest miłość, która dzisiaj będzie przyciągać, bo wszystkie zranione miejsca innych ludzi muszą się otworzyć. A jak się będą otwierać? Od razu ci się człowiek wyspowiada? Nie, najpierw ciebie porani. Nawet jeżeli ktoś kurs alfa w zachwycie przeżyje (i chwała Bogu) i się otworzy, to i tak później to, co ostre, wyjdzie z niego. I z ciebie też. I człowiek będzie się uczył bycia tym faktycznym świadkiem Chrystusa. Dlatego bardzo zachęcam do rachunku sumienia. A jeżeli ktoś chciałby tak konkretniej, to polecam o. Kozłowskiego, t.j. taka malutka praktyczna książeczka ze świadectwami według 5 punktów (tu nie chodzi o reklamę, bo pewnie jest tysiąc innych dobrych książek).

Powtórzmy. Twój grzech jest miejscem spotkania z Bogiem. I wcale nie musisz być super pociągający i konkurencyjny reklamowo dla innych. Naprawdę nie musisz. Jan Chrzciciel nie był. To nie ty masz iść za ludźmi (chociaż wiadomo, że trzeba iść za tą zagubioną owieczką, miej dla niej czas), zobaczysz, że Bóg będzie do ciebie ludzi przyprowadzał. A to, co się dzieje, nie jest bez przypadku w twoim życiu. Bądź świadkiem jak Jan Chrzciciel. Bądź świadkiem Chrystusa. I proszę cię, nie patrz na grzech, a jeżeli już na niego patrzysz, to jako na miejsce spotkania z Bogiem. Nauczy cię to pokory i rozpali serce żarliwą miłością. I za tą miłością będą iść inni. Amen.

do góry


Spotkanie Modlitewne 4 XII 2005 r.

Nauczanie: Robert
Temat: Walka duchowa

Ostatnio Marek przedstawiał nam pewne realia życia chrześcijańskiego, z którymi każdy z nas ma do czynienia. Przypomniał nam, że choć Bóg nas bardzo kocha, to jednak w naszym życiu często doświadczamy trudności, a nawet upadków. Mimo zwycięstwa Jezusa na krzyżu, nasze życie duchowe wcale nie jest sielanką. Aby być zbawionymi, musimy o to zbawienie powalczyć!
Doszliśmy do tego, że nasze życie jest walką, a wokół nas toczy się wojna. My zaś stoimy w jej centrum.

Pierwszym i często największym problemem, jakiego doświadczamy, jest to, że nie wiemy o jakiejkolwiek walce. A nawet jeśli coś słyszeliśmy, to sobie w pełni nie zdajemy sprawy z tego, że tak rzeczywiście jest. Dlaczego? Ponieważ tej walki bez szczególnej czujności duchowej nie widać - bardzo rzadko toczy się ona w świecie materialnym, przeciwnikiem nie jest drugi człowiek, nie jest jakaś maszyna, czy żywioł, który moglibyśmy zobaczyć i przed nim uciec.
Św. Paweł pisze i wyjaśnia, na czym rzecz polega: Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich (Ef 6,12).

Naszym przeciwnikiem jest diabeł - Lucyfer (Jutrzenka) stworzony, by też uwielbiać Boga. Zawładnęła nim pycha - nie mógł pojąć Bożej miłości, Bożego planu stworzenia człowieka i obdarowania go łaską. Zbuntował się - powiedział Bogu NIE. I choć dobrze wie, że samemu Bogu nic nie może zrobić, to od tamtej pory stara się jak może, by zniweczyć Boży plan. Wie o tym, że tak samo jak on się zbuntował, tak samo może się zbuntować każdy z nas, bowiem wszyscy mamy wolną wolę. Wie też, że Bóg bardzo nas kocha i największym świństwem, jakie może mu zrobić, jest zniweczyć Jego plan kochania każdego z nas - czyli namówić nas na bunt.
Jezus jednak ostatecznie zwyciężył na krzyżu, przypomnę słowa z Apokalipsy:
I nastąpiła walka na niebie: Michał i jego aniołowie mieli walczyć ze Smokiem. I wystąpił do walki Smok i jego aniołowie, ale nie przemógł, i już się miejsce dla nich w niebie nie znalazło. I został strącony wielki Smok, Wąż starodawny, który się zwie diabeł i szatan, zwodzący całą zamieszkałą ziemię, został strącony na ziemię, a z nim strąceni zostali jego aniołowie. I usłyszałem donośny głos mówiący w niebie: Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie Boga naszego i władza Jego Pomazańca, bo oskarżyciel braci naszych został strącony, ten, co dniem i nocą oskarża ich przed Bogiem naszym. A oni zwyciężyli dzięki krwi Baranka i dzięki słowu swojego świadectwa i nie umiłowali dusz swych - aż do śmierci. Dlatego radujcie się, niebiosa i ich mieszkańcy! Biada ziemi i morzu - bo zstąpił na was diabeł, pałając wielkim gniewem, świadom, że mało ma czasu. A kiedy ujrzał Smok, że został strącony na ziemię, począł ścigać Niewiastę, która porodziła Mężczyznę. I dano Niewieście dwa skrzydła orła wielkiego, by na pustynię leciała do swojego miejsca, gdzie jest żywiona przez czas i czasy, i połowę czasu, z dala od Węża. A Wąż za Niewiastą wypuścił z gardzieli wodę jak rzekę, żeby ją rzeka uniosła. Lecz ziemia przyszła z pomocą Niewieście i otworzyła ziemia swą gardziel, i pochłonęła rzekę, którą Smok ze swej gardzieli wypuścił. I rozgniewał się Smok na Niewiastę, i odszedł rozpocząć walkę z resztą jej potomstwa, z tymi, co strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa.( Ap 12,7-17)

Ale zwycięstwo Jezusa nie polegało na tym, że zgładził przeciwnika - zresztą pamiętajmy, że Jego Bóg też kocha - zwycięstwo Jezusa polegało na tym, że każdy, kto wybierze Jezusa i życie, które on daje, ma zagwarantowane zwycięstwo w walce z diabłem. Jednak walka trwa dalej i ten, kto nie dostrzeże wyciągniętej ręki Pana, może podzielić los Lucyfera i przegrać, zostać zawładnięty przez własną pychę, złość.

Jak zatem walczyć?
Chyba największą trudnością, jakiej możemy doświadczyć, jest przekonanie, że nie ma przeciwnika. To jest teraz bardzo częste w świecie - nasze racjonalne myślenie zaprzecza istnieniu diabła. Wkłada to między bajki i mity - bardzo często dotyka to również nas chrześcijan i żyjemy tak, jakby diabła nie było, jakby nic nam nie groziło, jakby z naszego stylu życia, wierności Panu, decyzji zupełnie nic nie wynikało - jakbyśmy sobie nie zdawali sprawy, że takie zwykłe oddanie np. porannej modlitwy (bo nie mamy akurat dzisiaj czasu) może być równoznaczne z oddaniem przewagi w tym dniu drugiej centrali. A dla złego jest to najlepsze, co może się zdarzyć - jeśli penitent myśli, że jego nie ma - wtedy nawet nie musi się zbytnio wysilać, bo jak walczyć z przeciwnikiem, którego nie ma? Gdyby oddział wojska był święcie przekonany, że nic mu nie grozi, czy wystawiałby nocne warty? Czy budowałby zasieki? Pewnie nie, bo w jakim celu? Ale gdyby się okazało, że byli w błędzie i zostali zaatakowani podczas snu, nie mieliby szans.

Taką bardziej świętoszkowatą odmianą tej sytuacji jest przekonanie, że owszem diabeł jest, ale walka w naszym życiu się nie toczy, bo my jesteśmy pobożni, ułożeni, chodzimy do kościoła. W zasadzie na to samo wychodzi, bo też nie robimy wtedy nic, by się obronić. A prawda jest taka: Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć (1 P 5,8). Niestety, jak mówi Paweł VI: Diabeł jest nieprzyjacielem numer jeden, niedoścignionym kusicielem. Wiemy zatem, że ten byt ciemny i przerażający istnieje naprawdę, że ze zdradzieckim podstępem działa dalej. Diabeł jest kłamcą, bezwzględnym mordercą, który nie zawaha się ani przez chwilę, aby nas zniszczyć. Wykorzysta każdy nasz słaby punkt - nie będzie miał żadnych skrupułów!

Zły może mieć do nas dostęp w różny sposób, np. poprzez zewnętrzne kuszenie. Może podpowiadać nam różne myśli, może mieć do nas dostęp przez różnego rodzaju zniewolenia - wtedy ma bezpośredni dostęp do naszego wnętrza, aż do opętania, gdy człowieka traci w jakimś stopniu swoją wolną wolę i sam oddaje się złemu we władanie.
Nas dzisiaj interesuje ten pierwszy punkt - kuszenie - gdyż to ono jest polem naszej codziennej walki duchowej. A musimy pamiętać, że kuszenie dotyczy każdego z nas - nawet Jezus był kuszony na pustyni (Mt 4, 1-11).

STRATEGIA ZŁEGO DUCHA
Odosobnienie
Pierwsza strategia demona, to oderwać nas od naszego otoczenia - Kościoła, wspólnoty, przyjaciół, rodziny, spowiednika. Zamknąć nas samych w sobie. Wie, że wtedy łatwiej jest nami manipulować - przecież wypróbował to już w raju, kiedy najpierw sączył jad nieufności Ewie względem Boga (Na pewno nie umrzecie!) - zakwestionował w sercu Ewy autorytet Pana. Wtedy łatwo już było namówić Ewę do zerwania owocu.
Św. Ignacy Loyola, mistrz codziennej walki duchowej, napisał: Nieprzyjaciel natury ludzkiej, kiedy poddaje duszy sprawiedliwej swoje podstępy i namowy, chce i pragnie, żeby zostały przyjęte i zachowane w tajemnicy; a kiedy się je odkrywa przed dobrym spowiednikiem albo inną osobą duchowną, która zna jego podstępy i złości, bardzo mu się to nie podoba; wnioskuje bowiem, że nie będzie mógł doprowadzić do skutku swego już zaczętego a przewrotnego zamiaru, bo odkryte zostały jego wyraźne podstępy.
Szatan będzie chciał nas odciąć od wszystkiego, co jest dla nas oparciem (od ludzi, od sakramentów). Będzie też atakował naszą modlitwę, więź z Kościołem. Postąpi jak przy oblężeniu twierdzy - kiedy najpierw okrąża się ją i odcina od dostaw żywności, wody, lekarstw, środków bojowych - ostatecznie też od nadziei.

Uderzanie w najsłabszy punkt
Św. Ignacy napisał też: Nieprzyjaciel natury ludzkiej krąży i bada ze wszech stron nasze cnoty teologiczne, kardynalne i moralne, a w miejscu, gdzie znajdzie naszą największą słabość i brak zaopatrzenia ku zbawieniu wiecznemu, tam właśnie nas atakuje i stara się zdobyć. Diabeł będzie szukał miejsc, które są najbardziej podatne na atak - czy to ze względów historycznych, czy np. naszej obecnej sytuacji emocjonalnej, psychicznej. Św. Jan wskazuje pewne takie słabe punkty w człowieku:
Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia nie pochodzi od Ojca, lecz od świata.( 1 J 2,16)
Ale tak naprawdę najgorsza jest ta pycha żywota - czyli odwieczna pokusa samowystarczalności, bycia jako bogowie. To zadziałało w raju i dalej działa. Współcześnie możemy tak określić pokusę wszelkiej przyjemności, za wszelką cenę, np. seks bez miłości i odpowiedzialności, pieniądz, który staje się bożkiem, pokusa wolności absolutnej - nawet wbrew Bogu - to wszystko, co daje nam złudzenie, że poradzimy sobie sami - to bardzo często jest nasz słaby punkt.

Stwarzanie pozorów dobra
Diabeł nie jest głupi - szczególnie, gdy ma do czynienia z chrześcijanami mającymi już jakieś doświadczenie duchowe. Wie, że raczej nie zwiedzie nas jakąś bezpośrednią pokusą - np. idź i zrób temu człowiekowi przykrość, powiedz mu, jaki jest beznadziejny, głupi, jakim jest rozpustnikiem, itp. Ale bardzo często posługuje się sztuczką i udaje anioła światłości, pisze o tym Św. Paweł: I nic dziwnego. Sam bowiem szatan podaje się za anioła światłości( 2 Kor 11,14).
I w ten sposób zły może najpierw podsuwać myśli dobre, pobożne - by potem znienacka zaatakować i jako kontynuację tych dobrych podpowiedzi popchnąć człowieka do zła.
Św. Ignacy mówi: Anioł zły ma tę właściwość, że się przemienia w anioła światłości i że idzie najpierw zgodnie z duszą wierną, a potem stawia na swoim; a mianowicie podsuwa jej myśli pobożne i święte, dostrojone do takiej duszy sprawiedliwej, a potem powoli stara się ją doprowadzić do swoich celów, wciągając dusze w ukryte swe podstępy i przewrotne zamiary.
Dlatego należy przyglądać się swoim myślom, zwracać uwagę na ich przebieg. Jeśli z początku są dobre, a potem prowadzą do czegoś złego lub nie tak dobrego jak na początku zamierzaliśmy - to pewnie pochodzą od złego i jest to przejaw walki duchowej. Podobnie jeśli te końcowe myśli wprowadzają w nas niepokój, robią zamieszanie, złość - to też mogą być pokusą. To jest stara ewangeliczna zasada: Poznacie ich po owocach (Mt 7, 15-20). Duch Boży prowadzi nas zawsze ku dobru, odkrywaniu Jezusa, ku większej miłości i chwale Bożej.

Przykładem podszywania się kusiciela pod anioła światłości jest również moje osobiste doświadczenie.
Jest ono związane z moją drogą do małżeństwa. Moja żona nie jest pierwszą i jedyną dziewczyną, z którą się spotykałem. Co więcej, kończąc szkołę średnią dość poważnie rozważałem drogę kapłaństwa dla swojego życia. Zdecydowałem wówczas, że jednak moim pragnieniem i wolą Bożą jest, bym założył rodzinę. Jednak, gdy nawiązywałem relację z dziewczyną, zawsze dochodziło do tych samych problemów. W pewnym momencie przychodziły duże trudności, wychodził na wierzch mój egoizm, a ja nie potrafiłem zdecydować się tak naprawdę w sercu na drogę do małżeństwa. I zawsze wtedy wracały te same myśli: A może jednak zrezygnuj z tej relacji, zostaw to. Pomyśl sobie jeszcze, masz czas - a może jednak kapłaństwo będzie lepsze dla ciebie. I tak dawałem się wodzić za nos kilka razy. Oczywiście rodziło to same złe owoce: ja dalej nie realizowałem swojego powołania, raniłem też inne osoby. Wszystko się skończyło, kiedy po rozważeniu tego na modlitwie i rozmowach z kilkoma osobami, zauważyłem, że to jest zwykłe zwodzenie mnie przez kusiciela. Posługiwał się moimi pobożnymi pobudkami sprzed lat, które uważałem za dobre i nie chciałem ich zakwestionować, ale używał ich tak, by uniemożliwić podjęcie mi decyzji, bym krzywdził siebie i innych. Gdy to zrozumiałem, oddałem to Panu Bogu, jeszcze raz rozeznawałem, jakie jest moje powołanie i gdy utwierdziłem się, że ma nim być założenie rodziny, podjąłem decyzję, że chcę ją założyć. Okazało się, że nawet wtedy, gdy mieliśmy trudne chwile, to nigdy nie miałem już tego typu wątpliwości, jak wcześniej.

I jeszcze jedno - jeśli diabeł widzi, że nie może nas pokonać, to może zmienić taktykę i starać się nas maksymalnie zaabsorbować, nękać i niepokoić. Tak np. może być na modlitwie osobistej, tak też może być, gdy podejmujemy jakieś Boże dzieło - a zły może próbować osłabić mój zapał, byśmy byli mniej gorliwi.

Zwycięstwo w Jezusie
Innym niebezpieczeństwem jest to, że możemy nabrać fałszywego przekonania, iż w tej walce zostaliśmy sami, że jesteśmy skazani na przegraną. Ale to nieprawda - Jezus pokonał szatana na krzyżu i daje nam udział w tym zwycięstwie. Tak jak wszystko zaczęło się od Adama i Ewy, tak wszystko skończyło się na Jezusie, przy współudziale Maryi.
A zatem, jak przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich ludzi wyrok potępiający, tak czyn sprawiedliwy Jednego sprowadza na wszystkich ludzi usprawiedliwienie dające życie(Rz 5,18).

Jezus niszczy szatana: Syn Boży objawił się po to, aby zniszczyć dzieła diabła. (1 J 3, 8)

To jest centrum naszej wiary. Źródło naszej nadziei. Inaczej próżna byłaby nasza wiara, jak pisze Św. Paweł: Jeśli nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwstał. A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. (1 Kor 15, 13-14)
Najważniejsze jest to, że Jezus wygrał, a nie to, iż Adam przegrał, nie to, że jesteśmy grzesznikami, nie to, że szatan nas kusi. Tam, gdzie jest grzech, jeszcze obficiej wylewa się łaska. Albowiem: Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska (Rz 5, 20).

Dzięki Jezusowi jesteśmy uratowani. Musimy tylko dostrzec, że w naszym życiu walka się toczy i że potrzebujemy Jezusa. On daje nam zwycięstwo za darmo. Wydaje się to proste, życie pokazuje jednak, iż tak nie jest. Ale taka jest prawda. Dzięki Jezusowi wystarczy podjąć walkę, wezwać Jezusa, wybrać Jezusa, a na pewno wygramy. Dlatego tak ważne jest nasze zdecydowanie. Bierność prowadzi do przegranej. Bóg chce, abyśmy wygrywali i pomaga nam w tym!
Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według Jego zamiaru. (Rz 8, 28)

Jak zwyciężać? Mówiąc ogólnie, wybierać Boga. A konkretnie: chodzi o to pewne podstawy, jakie podsuwa nam Kościół w oparciu o Słowo Boże. Pierwszym elementem jest trwanie w Panu, tzn. stawianie Jezusa przez cały czas na pierwszym miejscu, Św. Paweł nazywa taką postawę przywdzianiem pełnej Zbroi Bożej (Ef 6, 10-20).
W końcu bądźcie mocni w Panu - siłą Jego potęgi. Obleczcie pełną zbroję Bożą, byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc do walki przepasawszy biodra wasze prawdą i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość, a obuwszy nogi w gotowość [głoszenia] dobrej nowiny o pokoju. W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego. Weźcie też hełm zbawienia i miecz Ducha, to jest Słowo Boże - wśród wszelakiej modlitwy i błagania. Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu! Nad tym właśnie czuwajcie z całą usilnością i proście za wszystkich świętych... (Ef 6,10-18)

Co to znaczy?
Pas - prawda, przed Bogiem, przed sobą samym, przed innymi ludźmi. Prawda nas wyzwala. Zamykając się w sobie, nie pozwalamy Bogu nas przemieniać, sprawiamy diabłu radość. Bardzo często momentem przełomowym w jakiejś sytuacji jest przyznanie się przed samym sobą do naszych prawdziwych myśli, pragnień, uczuć. Póki pozostajemy w nieszczerości, nie mamy szans na zwycięstwo, na rozwiązanie problemu (co najwyżej na jego odsunięcie). Prawda jest jedyną drogą do pełnego wyzwolenia. Podobnie jest przy sakramencie pojednania. Jest tak dlatego, ponieważ, jako istoty wolne, musimy sami uświadomić sobie naszą ułomność i to, że potrzebujemy Boga. Człowiek często intuicyjnie boi się prawdy, czasem może nawet myśli, że lepiej o pewnych rzeczach nie myśleć, nie rozmawiać. Taka postawa jest otwarciem drzwi szatanowi.

Pancerz - sprawiedliwość. Jest to nasza postawa sprawiedliwości i uczciwości do Boga i ludzi. Po pierwsze przeciwdziała grzechowi, po drugie chroni nas ona przed oskarżeniami złego ducha, a on lubi oskarżać. Jest ważne, abyśmy dokonując wyboru, czynili to w zgodzie z naszym sumieniem, z tym jak w prawdzie widzimy w tym momencie wolę Bożą. W przeciwnym wypadku wybór może być zły, ale może być to także pokarmem dla oskarżyciela, który będzie chciał nas w ten sposób pognębić i podeptać.

Buty - gotowość głoszenia Ewangelii. Nie powinniśmy naszego chrześcijaństwa zachowywać dla siebie, ale głosić je innym. Głosząc Dobrą Nowinę, budujemy Królestwo Boże, ogłaszamy zwycięstwo Jezusa, w świecie, w nas samych, w człowieku, któremu ją głosimy. Diabeł bardzo tego nie lubi. Po pierwsze on zwiewa, po drugie umacniamy samych siebie oraz innych poprzez głoszenie Słowa Bożego, które jest żywe i ma moc. To jest realna rzeczywistość także dla nas. Poprzez ewangelizację przeciwstawiamy się diabłu, także w naszym życiu. Nasze świadectwo zbliża nas do Jezusa, bo pozwala nam Go lepiej dostrzec.

Tarcza - wiara. Wiara, podobnie jak u Rzymianina tarcza, daje nam namacalną ochronę przed atakami diabła, amortyzuje jego uderzenia, ponieważ nie godzą one bezpośrednio w nas, ale odbijają się od naszej wiary. Wiara zaś jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy (Hbr 11, 1).
Jeśli diabeł namawia cię, abyś się nie pomodlił, bo to bezsensu i szkoda czasu, to ty przecież wierzysz, że spotykasz się z Bogiem, że On zmartwychwstał i dał ci zbawienie, i jest twoim Panem. Ta wiara jest argumentem, abyś się jednak pomodlił. Im jest ona silniejsza, tym trudniej będzie diabłu ją pokonać swoimi pokusami.

Hełm zbawienia i miecz - to nasza pewność w zbawienie w Jezusie Chrystusie, które już się dokonało i daje nam osłonę przed diabłem i siłę do zwyciężania z nim. Miecz to Słowo Boże. Podobnie jak rzymski miecz jest bardzo skuteczną bronią i powinniśmy go jak najczęściej używać. Słowo jest żywe, a więc nas przemienia. Może zabezpieczać nas przed szatanem, a także może być narzędziem w modlitwie o uwolnienie, gdyż diabeł nie znosi Słowa Bożego.

Zwieńczeniem i gwarancją skuteczności tej zbroi jest modlitwa. Częsta, regularna, pełna wiary modlitwa. Ona nas konserwuje, odnawia w nas łaskę wiary, przypomina o Bogu i przybliża do Niego. Bez modlitwy nasze chrześcijaństwo zbutwieje i zardzewieje tak jak zbroja bez oliwy.

Widać także, że wszystkie te czynniki są wzmacniane we wspólnocie, dlatego jest ona tak ważna dla chrześcijanina. Bez wspólnoty jesteś takim rycerzem w zbroi, który też może walczyć dość skutecznie, ale jest sam. We wspólnocie tworzymy całe wojsko zamknięte w warownej twierdzy. Nawet gdy przeciwnik jednego zajdzie od tyłu, to inny go dźgnie. Dlatego we wspólnocie jesteśmy bez porównania silniejsi. Podobnie ma się sprawa z naszą jednością z całym Kościołem - pierwsze, co zły będzie chciał zrobić, to ją zniszczyć. Będzie atakował naszą relację z opiekunem, z proboszczem, z biskupem. Będzie nam mówił, że Kościół, parafia nie jest nam do niczego potrzebna i że lepsze i łatwiejsze życie czeka nas gdzieś obok - gdzie będziemy samowystarczalni - brzmi znajomo? Podobnie będzie atakował nasze relacje we wspólnocie.

Kolejnym elementem, o którym warto wspomnieć, są sakramenty. Było o tym dużo, więc nie będę się rozwlekał. Pierwszą zasadniczą rzeczą jest to, iż:
[1128] Taki jest sens stwierdzenia Kościoła (Por. Sobór Trydencki: DS 1608.), że sakramenty działają ex opere operato (dosłownie: "przez sam fakt spełnienia czynności"), czyli mocą zbawczego dzieła Chrystusa, dokonanego raz na zawsze. Wynika stąd, że "sakrament urzeczywistnia się nie przez sprawiedliwość człowieka, który go udziela 1584 lub przyjmuje, lecz przez moc Bożą" ( Św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, III, 68, 8.). W chwili, gdy sakrament jest celebrowany zgodnie z intencją Kościoła, moc Chrystusa i Jego Ducha działa w nim i przez niego, niezależnie od osobistej świętości szafarza. Skutki sakramentów zależą jednak także od dyspozycji tego, kto je przyjmuje.
Tzn., że sakrament działa zawsze, niezależnie od nas, my najwyżej poprzez naszą niewiarę możemy nie przyjąć łaski w nim dawanej przez Boga. Ale jako że sakrament działa i trwa, więc w momencie, gdy uwierzy mu, łaska jest nam udzielana. Dlatego np. sakrament chrztu czy bierzmowania, mogą owocować w naszym życiu. Na szczególną uwagę zasługują sakramenty: chrztu (wprowadza nas do Kościoła, gładzi grzech pierworodny, uzdalnia do walki duchowej), pojednania i Eucharystii.

Chciałbym jeszcze kilka słów powiedzieć o imieniu Jezus, ponieważ w Nim jest nasze zbawienie i możemy je wzywać, aby zwyciężać z diabłem. Dlaczego?
Jezus jest Panem i władcą. Bóg daje Mu wszelką władzę: Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi (Mt 28, 18).
(Mk 5, 1-13) - Jezus wyrzuca legion z człowieka.
Dlatego w imieniu Jezus jest moc, dlatego na to imię wszystko słucha: Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, by na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych (Flp 2, 9-10).

Dlatego możemy i powinniśmy wzywać imienia Jezus - w nim jest siła i moc. To takie wołanie o pomoc, wyznanie, że należymy do Pana i w Nim szukamy zwycięstwa.

Kościół zaleca także modlitwę przez wstawiennictwo Maryi i przypisuje tej modlitwie szczególne znaczenie (różaniec bywa nawet egzorcyzmem). Jest tak dlatego, ponieważ Maryja, po buncie Lucyfera wobec zamysłu Boga, popada w drugą skrajność i okazuje bezgraniczne zaufanie i posłuszeństwo wobec Boga. Dlatego nie ma grzechu pierworodnego. Dlatego jest nową Ewą, która zgniata łeb węża. Dlatego dzięki swej wierze i posłuszeństwu ma szczególną łaskę w zwyciężaniu szatana. Wytycza nam także drogę wiodącą do całkowitego zawierzenia Bogu. Im bardziej będziemy podobni w swej postawie do Maryi, tym łatwiej będzie nam wygrywać z diabłem.

do góry


Spotkanie Modlitewne 6 XI 2005 r.

Nauczanie: Ania (Wspólnota Dom Boży).
Temat: Uwielbienie ciałem (cz.2)

Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego i mieszkanie u niego uczynimy (J 14, 23)

To jest obietnica, która jest dla Ciebie dzisiaj. Jezus obiecuje nam tak bliską relację, jakiej nie jesteśmy w stanie nawiązać z drugim człowiekiem. Relację miłości, która przewyższa nasze pragnienia.
Czy pragniesz być tak blisko drugiego, aby nieustannie mieszkał w Tobie? Każdy człowiek chce mieć, choć trochę miejsca dla siebie, nawet w małżeństwie, potrzebuje trochę prywatności. A Jezus mówi, że chce panować w naszym wnętrzu. Przestajesz być Panem siebie. Jezus chce przebywać w Twoim wnętrzu, nie być tam gościem, którego zapraszasz, kiedy chcesz, ale gospodarzem. Jezus to właśnie mówi do nas i mówi nie tylko o sobie, ale o Ojcu i o Duchu Świętym. Potrzebujemy dzisiaj tej miłości Pana, potrzebujemy go bardziej niż myślimy, potrzebujemy go tak bardzo, że On wiedząc o tym, obiecał nam, że będzie w nas mieszkał. Zawsze będzie przy nas. Jesteśmy mieszkaniem Boga - jak mówi św. Paweł.

W twoim i moim ciele niszczonym przez grzech, mieszka Pan. W Eucharystii Jego ciało łączy się z naszym ciałem, Jego krew z naszą krwią. On wchodzi w nasze ciało w swoją świątynię, łącząc się nami najgłębszą więzią, jaka istnieje, całkowicie się wyniszcza, uświęca nas, nasze ciało.. Przeżywa w naszym ciele to wszystko, co i my przeżywamy. Na poprzednim naszym spotkaniu mówiłam, że mamy dwa sposoby na przeżycie naszej cielesności albo będziemy służyć jako broń sprawiedliwości, albo szatan będzie posługiwał się naszym ciałem przeciwko nam samym i innym. Mówiłam też, że cywilizacja, w której żyjemy- karmi nas nieustannie kłamstwem o naszym ciele. Człowiek staje się przedmiotem, towarem. Pękniecie w nas wskutek grzechu pierworodnego jeszcze bardziej się pogłębia. Bóg uczynił pięknymi nas i nasze ciała. Stworzył nas na swój obraz. I chce przywracać godność naszym ciałom. Nawet najbardziej wewnętrzna modlitwa chrześcijanina nie powinna pomijać modlitwy słów i gestów.
Na naszą komunikację z innymi składają się : gesty, emocje i słowa. Gesty i emocje to 93% naszego przekazu. Słowa to tylko 7%. Mamy dać Bogu 100% siebie a nie 7%. Kochać Boga całym sobą.
Teodory z Apoldy napisał: "Ten sposób modlitwy pobudza pobożność, kiedy dusza pobudza ciało, a ciało duszę."

Kiedy zaczęłam się modlić angażując bardziej ciało do modlitwy, zobaczyłam, że ta modlitwa wpływa na moją codzienność. Zaczęłam bardziej świadomie myśleć o uwielbieniu swoim życiem. Przestałam odrzucać swoje ciało jako przeszkodę na drodze spotkania z Bogiem. Zaprzyjaźniłam się bardziej z sobą. Jeśli zaczynamy bardziej siebie kochać, swoje ciało to częściej się uśmiechamy:) Zaczęłam mocno doświadczać podczas Eucharystii jedności z ciałem Jezusa, jedności z innymi. W moim życiu zaczął się nowy etap spotkania z żywym Słowem Boga. Ze Słowem, które stało się ciałem. A to razem spowodowało większy radykalizm w moim sercu. Bardziej świadome podjęcie walki z moim grzechem.

Tydzień temu mówiłam o tym, że za pomocą ciała możemy na modlitwie wyrażać nasze potrzeby, pragnienia, możemy przepraszać, dziękować, uwielbiać. Że postawa ciała odpowiada naszej konkretnej treści, naszej modlitwy. Ciało staje się językiem, którym duch wypowiada się przed Bogiem. Ale z drugiej strony samym ciałem możemy też wpływać na nasze serce i na cały przebieg modlitwy. Ciało może pobudzać ducha do dialogu z Bogiem.

Pamiętam modlitwę, podczas której klęcząc, modliłam się o radość w relacji z Bogiem. Usłyszałam jak Pan Bóg mówi - wstań . Wstałam i dalej się modliłam, a potem Bóg powiedział: "obróć się", pomyślałam: "o źle stoję w czasie modlitwy, Pan Bóg jest chyba z drugiej strony - nie przecież Bóg jest wszędzie!" Ale się obróciłam i modliłam dalej: "Panie daj mi radość" - a Pan Bóg powtórzył to samo: "obróć się". Powiedziałam: "Panie Boże przeszkadzasz mi się modlić. Albo będę tracić czas i się obracać albo się modlę." Ale Pan Bóg powtórzył, więc na wszelki wypadek znowu się obróciłam i jak się obracałam poczułam, że wówczas przychodzi z mocą Duch Święty (podniosłam ręce i poczułam jak Duch Święty porusza się po pokoju. Jakby prowadził mnie za rękę, I zaczęłam wirować, w moim sercu rosła radość, bo co uczyniłam jakiś gest, moje serce było napełniane jakby żywą wodą, pokojem. Wtedy moje myśli były całkowicie skupione na Bogu, na Jego obecności i na tym Kim On jest i co czyni. Czułam, że On się porusza i że kiedy ja poruszam się z Nim, moje serce napełnia ogromna miłość i radość: Bo w nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy. Tańczyłam i skakałam.

Biblia jest pełna opisów ruchu:
W Księdze Ezechiela jest opis Bożej chwały:
Ez1,12-14.17.20: Każda posuwała się prosto przed siebie; szły tam, dokąd duch je prowadził; idąc nie odwracały się. W środku pomiędzy tymi istotami żyjącymi pojawiły się jakby żarzące się w ogniu węgle, podobne do pochodni, poruszające się między owymi istotami żyjącymi. Ogień rzucał jasny blask i z ognia wychodziły błyskawice. Istoty żyjące biegały tam i z powrotem jak gdyby błyskawice. Mogły chodzić w czterech kierunkach; gdy zaś szły, nie odwracały się idąc. Dokądkolwiek poruszał je duch, tam szły także koła; równocześnie podnosiły się z nimi, ponieważ duch życia znajdował się w kołach.
Czy to jest opis statyczny?
W trzecim rozdziale czytamy:
Ez3,12-14: Wówczas podniósł mnie duch i usłyszałem za sobą odgłos ogromnego huku, gdy chwała Pańska unosiła się z miejsca, w którym przebywała. Ten ogromny huk to szum uderzających o siebie skrzydeł istot żyjących i odgłos kół obok nich. A duch podniósł mnie i zabrał. To nie tylko opis ruchu ale strasznego hałasu. Jak prześledzimy następne rozdziały zobaczymy, że prorok musiał robić wiele ciekawych rzeczy-rysować na tabliczce glinianej używać żelaznej patelni, ogolić się mieczem.
Ez6,11: Tak mówi Pan: "Klaskaj w dłonie i tupaj nogą, i wołaj."
Spróbuj to zrobić. Musisz zaangażować całe ciało i głos!
Duch Boży jest Duchem życia i On się porusza, jest w ruchu. Bóg zachęca proroka do wyrażenia uczuć też gestami. Biblia jest pełna opisów żywej, pełnej uczuć i gestów modlitwy (obmycie nóg Jezusa łzami i włosami, modlitwa Jezusa w Ogrójcu.
Pójdźmy aż do Apokalipsy przed Boży tron: Ap 7,11: A wszyscy aniołowie stanęli wokół tronu i Starców, i czworga Zwierząt, i na oblicza swe padli przed tronem, i pokłon oddali Bogu.

Nasze stawanie się chrześcijaninem wyraża się w DRODZE DO, a więc w ruchu, przemianie, podobnie modlitwa uwielbienia ulega zmianom, musimy się nieustannie jej uczyć. Jest to droga dla każdego z nas, jedna i niepowtarzalna. Zadaj sobie pytanie: czy uwielbienie jest dla mnie drogą, czymś nowym; czy jest źródłem świeżości, czy też tkwię w schematach, w których już tak naprawdę nie spotykam mojego Pana, nie daje się Duchowi Świętemu prowadzić dalej i głębiej. Kiedy mówimy o modlitwie uwielbienia, mamy na myśli również jej wymiar wspólnotowy. Czy oczekuję czegoś nowego, czego nie znam, co przekracza moje wyobrażenie na temat Boga, Jego działania w moim życiu? Zastanów się przez chwilę.

W J 2,13-25 jest opisane takie miejsce, które było cenne dla Izraela - Świątynia w Jerozolimie. Pochylmy się nad tym tekstem. Jezus przebywa tam podczas święta Paschy, czyli w Jerozolimie i świątyni może być około 100 tys. ludzi. Dzisiaj jest to słowo dla nas. My jesteśmy świątynią Boga. Mamy tu obraz przedsionka świątyni, w którym mogli przebywać poganie. Tutaj były kupowane ofiary składane za grzechy. Ponieważ nie wolno było używać monet z podobizną cesarza, na terenie świątyni rozkwitli więc różni bankierzy. Więc w tym miejscu, w którym poganie mogli się modlić, Żydzi zrobili sobie targ.
To jest ważny dla nas tekst. Jesteśmy świątynią Boga i oddając mu nasze życie, składamy ofiary - składamy je na zewnątrz siebie, czyli nasze ciało i nasze życie staje się ołtarzem, na którym oddajemy siebie Bogu. Jeśli nie składamy naszych ciał jako ofiary Bogu, wówczas przestajemy być ołtarzem dla Pana, przestajemy być miejscem świadectwa dla dzisiejszych pogan. A nasze ciało robi się targowiskiem i handlem między tym co święte a tym co grzeszne, staje się towarem, ile dać Bogu a ile sobie. Jeśli między twoim świętym wnętrzem a przedsionkiem istniej rozłam tak jak tutaj w opisie świątyni - mamy do czynienia z hipokryzją, formalizmem religijnym. Nie dajemy Bogu władzy nad naszym życiem. Tutaj w tekście władzę mają kapłani świątyni. Świątynia jest dla nich miejscem handlu, zabezpieczenia na przyszłość, obracania bogactwem, przestrzenią, na której mogą sprawować kontrolę, szukać własnych korzyści, narzucać swoją władzę, swój autorytet. Na koniec Jezus zostaje skazany na śmierć właśnie w konsekwencji starcia z kapłanami. Wyrzuca z tej świątyni kupców i bankierów. Jakie konsekwencje ma ten handel? Po pierwsze zepsucie kapłanów i nadużycia, po drugie dwuznaczność w sprawowanym kulcie, po trzecie wypaczenie obrazu Boga wśród wierzących. Korzystanie materialne z tego co może mi dać wiara innych. I tak świątynia staje się narzędziem. Gorliwość o dom Ojca będzie motywem wyroku śmierci Jezusa: Zburzcie tę świątynię, a ja w trzy dni zbuduję ją na nowo. Ten gest drogo go później kosztuje. My wiemy, że chodziło o świątynię Jego ciała. A tą świątynią dzisiaj jesteśmy My, nasze ciała. Dla Boga jest ważne, w jaki sposób sprawujemy kult w naszej świątyni.

Jesteśmy wezwani, jak mówi Grzegorz Wielki, aby z naszego ciała fizycznego i wszystkiego, co należy do naszej tożsamości uczynić ofiarę święta miłą Bogu i traktować nasze ciała tak jak traktujemy przybytek.
To Słowo pomaga nam usunąć niewłaściwy obraz Boga - Boga prawa, cudów, filozofów i kultu, Boga dalekiego i chłodnego. O! Jezus nie był tutaj opanowany i zdystansowany! "Kochaj i rób, co chcesz" - powiedział święty Augustyn. Jezus przychodzi, aby uwolnić nas z naszych grzechów i słabości,aby oczyścić świątynię, nasze ciało. Krzyż pozwala nam odrzucić wszelkie bałwochwalcze obrazy Boga w naszym życiu i postawy. To nie jest Bóg cudów, ale wiernej miłości. Jezus, aby Cię zbawić nie pokazuje mocy, ale słabość. I chce oczyścić w nas nasze patrzenie na Boga jako tego, który nam daje coś za coś. I chce oczyścić nas z wyciągania osobistych korzyści z naszej wiary. Przeprośmy Boga za to, za wszelkie próby przeciągania go na swoja stronę w konfliktach innymi, za próby udobruchania go, nakłonienia go do przymknięcia oczu na nasze grzechy, za kult pieniądza w naszym życiu, za grzechy (zwłaszcza na niesprawiedliwości wobec bliźnich) przez jakiś nasz zewnętrzny dar lub hołd.

Bóg nie jest poborcą podatkowym ani handlarzem. Jezus ofiarował się za darmo za nas. Mamy być domem Boga. W Tobie jest skarb, w Twojej żonie w mężu jest skarb. Taniec, uwielbienie będzie nas prowadził do bliźnich. Jeden z najpiękniejszych tańców to taniec jaki tańczy małżeństwo przez całe swoje życie. Modlitwa uwielbienia powinna obejmować mnie całego. W uwielbieniu jestem cały JA, staję na modlitwie z moim ciałem. Nie jest obojętne, jaką postawę przyjmiemy uwielbiając Pana, czy współgra ona harmonijnie z naszym wnętrzem. O potrzebie jedności wewnątrz nas świadczy postać św. Benedykta na Monte Cassino, który umierając chciał, by do ostatnich chwil jego ziemskiego życia i w jego śmierci, Bóg był uwielbiony. Wyraził to w postawie stojącej, mając wzniesione ręce, które, gdy on już nie miał sił, podtrzymywali jego bracia. Bynajmniej nie chodziło tu o bycie oryginalnym. Jeszcze raz chciałabym powtórzyć, iż tak naprawdę chodzi o spotkanie z MIŁOŚCIĄ, pełne i prawdziwe. To, co najważniejsze dokonuje się między Bogiem a tobą. Wróćmy więc do gestu.

Wstańmy i spróbujmy wyrażać gesty zawarte w Biblii:

YADAH - uwielbienie tzw. aktywne, przychodzę i staję we wdzięczności, moja postawa wyraża moje CHCĘ /ręce wzniesione, dłonie na zewnątrz/ również publiczne wyznawanie grzechów. PS 69,31-32, PS 32,5 Od słowa YADA - bycie w intymnej relacji z drugą osoba lub z Bogiem. Uczyć się rozpoznawać Boże serce. W ST 995 razy. Wiedza nabyta za pomocą zmysłów.
TOwDAh - uwielbienie pasywne, staję przed Bogiem jako dziecko, w zaufaniu oczekując wszystkiego od Niego /postawa otwarcia - ręce wzniesione w geście oczekiwania, przyjmowania/. Poddanie się Bogu. PS 100; PS 50,23; Jer 17,26; PS 56,13.
HALLAL - celebrować, być głupim przed Panem- uwielbienie tańcem, całe moje ciało wyraża radość, spontaniczność / jak król Dawid/. 113 razy w ST. PS 149,1; Jer 31,7; PS 69,31, PS 22,23-26
SHABAH - krzyczeć, głośno wykrzykiwać na cześć Pana, całemu światu głosić chwałę Pana, krzyczeć z radości /jak Izrael/.Ps 145,5;PS 147,12; PS 62,2, PS 63,1-3 Iz 12,6; Prz 29,11.
ZAMAR - dotknąć strunę - uwielbienie muzyką, śpiewem, głosem /pieśni chwały jako narzędzie do spotkania z Panem/. PS 33,2 2 SM 22,50; PS 61,9; PS 66.
SHACHAH - oddać pokłon - staję w majestacie Króla, wyrażam swoje uniżenie wobec Tego, do którego wszystko należy i któremu całe stworzenie oddaje chwałę, wyrażam podziw /trzej Królowie/. Podobnie jak schabach. Tam gdzie jest mowa o oddaniu pokłonu.
TEHILLAH - modlitwa uwielbienia, kiedy Bóg jest pośród swego ludu i cieszy się nim, lud oddaje chwałę Panu, który daje doświadczyć swojej bliskości, nawiedza swój lud. Pieśń, która Pan śpiewa w nas. PS 40,4;PS 22,4; PS 22,26; PS 34,2; PS 48,11; PS 66,2; Iz 60,18, Iz,61,3.
BARAK - uwielbienie ciszą, klękanie i błogosławienie, wyrażanie ruchem, gestem, rękami. Temu uwielbieniu nie towarzyszą dźwięki, tylko ekspresja przez ruchy. W ST to słowo użyte jest 330 razy. Trwanie sercem w serce, kontemplacja, stajemy cali w zachwycie, to szczyt uwielbienia. Sdz 5,2-3; PS 103,1; PS 72,15; Rdz 1,22.

W tańcu modlitewnym dokonuje się poszukiwanie Boga. Każdy gest może wyrażać nas samych i to, jak bliski jest nam Pan. Repertuar gestów, jakie możemy włączyć w naszą modlitwę tańcem, jest olbrzymi. Gdy otworzymy się na natchnienia Ducha Świętego, na pewno twórczych pomysłów nam nie zabraknie. W istocie najważniejsza jest dyspozycja i intencja serca.

Teraz spróbujmy zrobić jeszcze jedno ćwiczenie:
Przeczytajmy psalm 30.
Wstańmy, osoby, które mają Biblię niech otworzą je na psalmie 63. Niech każdy stanie tak, żeby miał miejsce obok siebie. Przeczytajmy razem ten fragment. Możecie odłożyć Biblie. Ja będę wprowadzać was w kolejne obrazy, a wy, spróbujecie wyrazić gestem to co czujecie, modlitwą w sercu, klęknijcie pochylcie się, tak jak czujecie do czego zachęca was Duch Święty. Może zachęca Was do zatańczenia, może do podniesienia rąk, słuchajcie Go. To Wy stoicie przed Panem i modlicie się. Bądźcie wolni w tej modlitwie. Pozwólcie, żeby to Bóg w Was działał. Słuchajcie, co Duch Święty wkłada w wasze serca. Zamknijmy oczy: Słuchaj, co Bóg mówi do Ciebie o swojej miłości i Ty rozmawiaj z nim, rozmawiaj z nim gestami. Spróbuj wykonać choć jeden gest.

U naszych braci Żydów taniec jest głęboko zakorzeniony w ich wiarę. Przytoczę fragmenty święta Namiotów: Święto Radości Tory "Na koniec święta Sukkot mamy dzień, który nazywa się Smichat Tora, radość Tory lub radość z Tory. Jest to święto wzajemnej radości: Tora rozkoszuje się tym, że została dana Izraelowi, a Izrael weseli się, że otrzymał Torę, która jest dla niego niczym ochronny parkan. W tym dniu nosimy w procesji zwoje Tory, odziane w szatę i uwieńczone cenną koroną. Tańczymy i śpiewamy, podczas gdy nasze dzieci skaczą i powiewają chorągiewkami. Panuje autentyczna radość, a także 'rozgardiasz', ponieważ Bóg jest naszym Ojcem i cieszymy się zażyłością z Nim. Wydawałoby się bardziej sensowne, gdyby dzień przeznaczony na świętowanie Tory był przeznaczony studiowaniu. A jednak kulminacją święta Simchat Torah nie jest studiowanie Tory ani lektura jej stronic, ale ... taniec ze zwojami Tory okrytymi cenną tkanina. Jeśli świętowalibyśmy Torę poprzez jej studiowanie, czy tylko lekturę, uwydatniałoby to różnice, jakie istnieją w poziomie wykształcenia ludu. Natomiast taniec łączy nas wszystkich, od najbardziej wyuczonych po największych ignorantów."

Celem modlitwy przez taniec jest szukanie jedności. Zwykło się mówić, że kto śpiewa, ten dwa razy się modli. Cóż więc trzeba, by powiedzieć o tańcu, przez który nasze ciała mogą wyrazić nawet najbardziej subtelne poruszenia duszy? Kiedy myślę o tańcu dla Boga, przypomina mi się starotestamentalny król Dawid i scena, kiedy do Jeruzalem wprowadzano Arkę Przymierza. Duch Pański napełnił serce Dawida tak, że pełen radości i zapału tańczył na chwałę Boga, prowadząc Arkę wśród radosnych okrzyków i grania rogów (por. 2 Sm 6,14-15). Jego taniec był spontanicznym wyrazem uwielbienia, miłości i dziękczynienia. Ale ten taniec wyrażał coś jeszcze. W tamtych czasach istniała tradycja, iż w czasie wojny zwycięzcy brali jeńca, zdzierali niego ubranie i kazali mu tańczyć przed królem zwycięskiej armii. To właśnie robił Dawid, kiedy on Król Izraela obnażył się i tańczył jak szaleniec przed Królem, który go zdobył. Boży pomazaniec. Uniżył się przed Panem i nie baczył na to co powiedzą ludzie. Miał serce pokorne. A jego taniec był pełen radości.

Taniec sam w sobie jest afirmacją życia, które jest pełne ruchu i rytmu. Tańczy cała przyroda. Spójrzmy na wirujące płatki śniegu, unoszone przez wiatr liście, łagodnie kołyszące się gałęzie, czy szybujące po niebie ptaki. "I Bóg jest tancerzem - pisał pewien mistrz życia duchowego - a stworzenie jest boskim tańcem; oboje jednoczą się w tańcu - Bóg i stworzenie. Taniec stworzenia jest uwielbieniem wszechświata na cześć Stwórcy". Cała natura tańczy taniec swojego istnienia, zatem dlaczego człowiek nie miałby w podobny sposób wyrażać swoich uczuć do Boga? Hugo Rahner nazwał taniec modlitewny "świętą zabawą" i dodał, że to, co wyrażamy przez gesty i muzykę, jest ukrytym przygotowaniem do tanecznego korowodu życia wiecznego. Tańczył Dawid, tańczyła też Maryja, kiedy biegła do Elżbiety. Trudno też wyobrazić Ją sobie nieruchomą, gdy wyśpiewywała radosne Magnificat. Trzeba sobie zadać pytanie, dla kogo tańczę?

Jest taniec, który ma w sobie jasne przesłanie erotyczne i wtedy niszczy duszę tych, którzy tańczą i tych, którzy to oglądają. Kiedy córka Herodiady tańczyła przed Herodem, rezultat był taki, że roznamiętniony jej tańcem był gotowy zrobić dla niej wszystko. Jan Chrzciciel został ścięty. Szatan posłużył się pożądliwością człowieka. Dlatego taniec dla Pana - musimy rozpoczynać w sercu w czasie modlitwy. Poprzez taniec możemy chcieć przyciągnąć uwagę innych i szukać akceptacji. W taki sposób tańczyła Salome przed Herodem. Ale kiedy spojrzymy na tańczącego Dawida, widzimy, że jest pochwycony przez Bożą obecność i nie interesuje go spojrzenie innych. Nawet przed własną żoną, która chciała go upokorzyć, potwierdził, że chce tańczyć dla swojego Boga. Tu widać jak duża jest różnica pomiędzy tańcem Salome a Dawida. Albo tańczę dla innych i pod ich spojrzeniem po to, aby się podobać - albo tańczę dla Boga i odcinam się od spojrzenia innych, zwracając się całkowicie w Jego stronę. Wtedy taniec staje się wyrażeniem mojej miłości do Boga i w ten sposób mogę odczuć Jego obecność we mnie. To daje nam wolność wewnętrzną. Poprzez taniec można znaleźć prawdziwą wolność bycia sobą samym. Tylko pod spojrzeniem Boga mogę być tym, kim jestem, mogę odsunąć od siebie strach, wstyd i czuć się ogarnięta Jego obecnością i miłością. Nie osądzajmy modlitwy innych jak żona Dawida. Została ona ukarana najcięższą z kar jakie były wśród Izraelitów - bezpłodnością. Za pogardę w sercu wobec tańczącego Dawida.

Taniec - to potężna siła służąca życiu lub niszcząca je. Przez niego wyrażamy to, co jest wewnątrz nas. Może to być piękno, harmonia, łagodność a zarazem energia życia - i wtedy unosi nas jakby ponad całe zło, wyzwala w nas dobro; ale gdy wypełniają nas niskie instynkty, taniec może jeszcze bardziej pogrążyć i być po prostu zwykłym ucieleśnieniem chaosu, krzyku, buntu, pożądań w nas istniejących.
Kościół wiedząc, że taniec, który nie jest skierowany ku Bogu może stać się potężnym narzędziem demona (chociażby przypomnijmy sobie w tym miejscu taniec bałwochwalczy wokół złotego cielca zakończony rozpustą) wiele razy podchodził z nieufnością do tej formy wyrazu. Nie zaprzecza to jednak faktom, iż od wieków istniał taniec religijny wyrażający osobę i jej życie. Taniec liturgiczny oficjalnie został zatwierdzony przez Watykan w 1988 roku w "Rzymsko-zairskim rytuale Mszy św.". Profesor Jakob Baumgartner, liturgista z Fryburga Szwajcarskiego, określa to jako "zadomowienie się tańca w oficjalnie potwierdzonej liturgii mszalnej" Wiele wspólnot tańczy dla Pana wspólne tańce. Możemy tańczyć na modlitwie osobistej, wspólnotowej, ewangelizować tańcem. Taniec uzdrawia nasze spojrzenie na nas samych, nasze emocje, samoakceptację ale i spojrzenie na innych.

Każdy człowiek jest stworzony do tego, aby tańczyć - mówi Helen Goussebayle ze Wspólnoty Błogosławieństw. Sam taniec nie może zastąpić modlitwy. Raczej modlitwa może stać się tańcem, który nie tylko przybliża do Boga, ale również pozwala otworzyć się na dar ciała, pomaga zaakceptować siebie i prowadzi ku pogłębieniu naszej tożsamości jako kobiety czy mężczyzny.

Helen mówi tak: "Mam przyjaciółkę Peggy, która jest już u Pana. To była dziewczynka z zespołem Downa, umarła mając 20 lat, na białaczkę. Przeżyłyśmy razem 10 lat we wspólnocie. Kiedy tańczyła, nawet jeśli jej kroki nie zawsze były w rytmie, to jednak widać było, że dla niej taniec był modlitwą, że ona wyrażała w ten sposób swoją miłość do Boga. Kiedy robiła prosty gest, widać było, że cała jest w tym geście." I mówiła potem tak: Bóg w nas tańczy, Bóg jest w nas obecny. Myślę, że taniec jest dla wszystkich, a w niebie również się tańczy".
"O, człowieku, ucz się tańczyć - pisał Augustyn z Hippony - a jeśli nie, to aniołowie w niebie nie będą wiedzieli, co z tobą począć". To miłość sprawia, że stajemy się twórczy. Jeśli jeszcze nie odkryłeś tego, jak piękna może się stać twoja tańczona przed Panem modlitwa, wszystko przed tobą.
W Ps 149,2-3 czytamy: Niech Izrael się cieszy swym Stwórcą, niech synowie Syjonu radują się swym Królem. Niech chwalą Jego imię wśród tańców, niech grają Mu na bębnie i cytrze.
Ps 150,3-4: Chwalcie Go dźwiękiem rogu, chwalcie Go na harfie i cytrze! Chwalcie Go bębnem i tańcem, chwalcie Go na strunach i flecie!
Ps 30,12: Biadania moje zmieniłeś mi w taniec; wór mi rozwiązałeś, opasałeś mnie radością.

Taniec - jest to mowa starsza od języka, zanim człowiek zacznie mówić, może porozumiewać się przez ciało. Taniec to zachwyt tryskający z samej głębi człowieka, wypływa z świata wewnętrznego i do niego wprowadza. Posłuchajcie, co mówił na temat tańca rabin o imieniu Nahman: "Serce bardzo pragnie wznieść się ku Bogu i dostąpić radości, lecz ciężar ciała przygniata je do ziemi. Taniec pozbawia ciało tego ciężaru i pozwala sercu unieść je wysoko. W czasie świętego tańca całe ciało służy duszy i uwielbia Boga".

Modlitwa:
Wsłuchaj się w muzykę i śpiew, niech dźwięki melodii skierują twoją myśl do Pana. Uświadom sobie Jego obecność w tobie i wokół ciebie. Bądź przed Nim szczery; wytańcz swoją radość, jeśli jesteś pełen radości, swój smutek, jeśli czujesz go w sercu, a przede wszystkim miłość i uwielbienie dla Tego, który czeka na twoją modlitwę i uzdalnia cię do niej.
Niechaj nasz dzisiejszy wieczór będzie tańcem dla PANA, wytańczonym przed Nim dla Niego i z Nim. Niechaj będzie dziękczynieniem za życie. Niech nasze ciało służy naszej duszy. Proszę byście próbowali wejść w ten czas z takim właśnie nastawieniem. By poprzez nasze ciało Imię Pana mogło być uwielbione. Ale proszę was byście nie tyle koncentrowali się na technice, a bardziej na przeżyciu, na tym, by móc w ten sposób w radości wychwalać Jezusa, by wyrazić swoje wnętrze.


Don Potter Twarzą do ściany
Biblia Tysiąclecia
Alessandro Pronzato Oto Słowo Boże Rok B
Innocento Gargano Lectio Divinado Ewangelii Jana


do góry


Spotkanie Modlitewne 30 X 2005 r.

Nauczanie: Piotr
Temat: Kwas Faryzueszów

Myślałem o nauczaniu i przygotowałem Słowo, które Kościół daje na dzisiaj. Pomyślałem, że to jakiś znak, żeby właśnie dzisiaj o tym powiedzieć.

Chcę powiedzieć o takiej dwuznaczności w naszym życiu, która nazywa się hipokryzją, inaczej mówią: obłuda. Pan Jezus mówi o "kwasie faryzeuszów": Strzeżcie się kwasu (tzn. kwasu faryzeuszów) albo mówi tak: Czy nie wiecie, że odrobina kwasu całe ciasto zakwasza? Nawet odrobina tego kwasu - obłudy, może sprawić, że nasze, nawet najlepsze uczynki, zostaną zepsute.

Największym aktem obłudy jest ukrywanie własnej obłudy przed samym sobą. Św. Jan mówi: Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeśli wyznajemy nasze grzechy Bogu - odpuści je nam i oczyści z nieprawości. Mamy dwa życia: prawdziwe, które się toczy i wyobrażeniowe zbudowane na opinii, o które niekiedy za bardzo dbamy. Bardzo dużo pracujemy nad upiększaniem naszego wymyślonego, tego wyobrażeniowego życia, a często tracimy te, które jest prawdziwe. Często więcej czynimy dla tego, co w nas wymyślone, niż tego, co w nas jest naprawdę.

Słowo "hipokryzja" wywodzi się z języka teatru, ponieważ oznacza przedstawienie na scenie. W każdym przedstawieniu istnieje fałsz. Słowo i zachowanie, które wychodzi z aktora, nie oddaje rzeczywistości jego uczuć. Aktor potrafi bardzo dobrze zagrać ból, radość, cierpienie. Można powiedzieć, że obłudą jest robienie z życia teatru, w którym gra się dla jakiejś publiczności. To zakładaniem maski. Rezygnuję z bycia sobą, a staję się aktorem.

Ktoś powiedział, że w czasach Jezusa 90% obłudy na świecie była skupiona w Jerozolimie (miejscu świętym), ponieważ tam, gdzie jest duże przywiązanie do wartości, można się spotkać z dużą obłudą. Spójrzmy na wspólnotę: chcę być we wspólnocie, ale wszyscy tacy święci, fajni, więc ja też gram, żeby się dostosować, żeby nikt nie pomyślał, że odbiegam od innych. Musimy od tego ciągle się uwalniać, żeby nie zmuszać braci do gry, do teatru. Pamiętam takie sytuacje z przeszłości, jak spotykałem czasem braci czy siostry na ulicy, którzy palili papierosy, a widząc mnie z daleka, chowali je za siebie i wyrzucali. Dbamy o nasze "ja wyobrażeniowe". Nie potrafię rzucić tego nałogu, może walczę z nim, ale chcę zagrać przed liderem kogoś lepszego. Oczywiście ja też czasem jestem obłudnikiem przed Wami. Myślicie: Piotrek to się tak dużo modli i czyta dużo "świętych" książek. Ktoś mi tak mówi, a ja nie zaprzeczam. Dbam o swoje "ja wyobrażeniowe". Obłuda nam bardzo zagraża.

Każde Spotkanie Modlitewne, które powinno być z natury żywe i spontaniczne, po pewnym czasie może stać się dla nas marne. Czuję, że chwalę Pana, moje ręce klaszczą, ale moje serce jest nieobudzone - gram przed braćmi i siostrami. Ciągle trzeba dbać o budzenie swojego serca. Aby Spotkanie Modlitewne nie było hipokryzją zbiorową, musimy dbać szczególnie o naszą osobistą modlitwę każdego dnia, żeby Duch Św. mógł przyjść do serca rozgrzanego.

Słowo Boże mówi o "pozorze pobożności". Przez hipokryzję człowiek umniejsza Boga i stawia Go na drugim miejscu, a stworzenie na pierwszym. Publiczność, dla której odgrywam rolę, jest na pierwszym miejscu, czyli jestem bałwochwalcą.

Najbardziej godnymi podziwu i polecenia ludźmi w Izraelu byli faryzeusze. A Jezus przestrzegał: "Strzeżcie się kwasu faryzeuszów", bo może to być obłuda. Nie oddają swoją świętością chwały Bogu, tylko bałwanowi, którym jest publiczność. Te słowa można odnieść również do nas, gdy modlimy się dzień w dzień, dajemy dziesięcinę, robimy dobre uczynki, ale po to, aby ludzie nas widzieli. To tak jakbyście byli na dworze króla i odwracali się do niego plecami, a zaczęli dbać o swój wizerunek przed tymi, którzy stoją przed królem. To jest policzek. Słowo Boże mówi, że człowiek patrzy na to, co widzą oczy, a Pan patrzy na to, co w sercu człowieka. Bóg patrzy na serce człowieka! Jezus mówi do faryzeuszów tak: "Jak możecie uwierzyć, skoro od siebie nawzajem odbieracie chwałę, a nie szukacie chwały, która pochodzi od naszego Boga?" Jak możecie uwierzyć, jeżeli szukacie chwały u ludzi, a nie u Boga?

Poza tym obłuda jest brakiem miłości względem bliźniego, ponieważ każe braciom być wielbicielami mojego talentu i mnie samego. Macie być wielbicielami mojego "ja wyobrażeniowego". To jest brak miłości. A Jezus mówi: "Kto chce się modlić, niech zamknie się w swojej komórce", żeby nikt nie widział, że się modlimy.

Najgorsze jest posługiwanie się hipokryzją dla osądzania innych. I Pan o tym mówi: Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata. Obłuda polega też na tym, że my pokazujemy dobro, którego nie uczyniliśmy. Jezus mówi, że najskuteczniejszym sposobem na to jest ukrywać dobro, które czynimy. Czynić dobro, ale tak, żeby nikt nie zauważył, żeby zachować całą woń dobrego daru dla Pana. Ktoś powiedział tak: "Przyjemniejszy jest Bogu jeden uczynek, choćby najmniejszy, spełniony z pragnienia w ukryciu tak, by o nim nikt nie wiedział, niż tysiąc innych z pragnienia pokazania ich ludziom. Dzieło niewinne i czyste spełnione dla Boga w sercu czystym jest całkowitym królestwem dla Pana." Jezus mówi w ten sposób: módlcie się w ukryciu, dawajcie w ukryciu, pośćcie, a Ojciec, który widzi w ukryciu, odda Wam.

do góry


Spotkanie Modlitewne 23 X 2005 r.

Nauczanie: Ania (Wspólnota Dom Boży).
Temat: Uwielbienie ciałem (cz.1)

Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę powiadam Wam, wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli (Mt 12,46).

Noszę w sercu te słowa od dłuższego czasu i nie mogę nadziwić się ich aktualnością w naszym życiu. Dziękuję Bogu, że żyję teraz. Jesteśmy świadkami globalnego działania mocy Ducha Świętego w Kościele, w ludziach. Kiedy spotykam chrześcijan z różnych wspólnot, zgromadzeń, grup z różnych części świata i słyszę, co Pan czyni w ich życiu, doświadczam ogromnego poruszenia w sercu, ponieważ Duch Święty daje im ogromną łaskę, o której zapomniano w wielu dziedzinach życia. Daje im łaskę wierności, wierności Jezusowi. Jesteśmy szczęśliwi i błogosławieni. Wielu ludzi poznaje Pana.

W tym tygodniu rozpoczęliśmy kolejną edycję kursu "Alfa" - przyszło ponad 120 osób na uroczystą kolację. Nie mamy większej sali, ale wiem, że Pan chce przyprowadzić ich więcej. Duch Święty nawołuje dzisiaj do tego, byśmy rozpalili nasze serca dla Jezusa. Chce, aby w każdej parafii były grupy ewangelizujące, które będą głosiły Dobrą Nowinę. O jak piękne są stopy tych, którzy głoszą Dobrą Nowinę (Rz 10,15). Żyjemy w czasach ogromnej łaski, w czasach wypełniania się proroctw Bożych, kiedy Ojciec posyła swojego Ducha. Świadectwem tego są nowe ruchy w Kościele, które przyciągają nowych ludzi i co najważniejsze: wnoszą świeżość, zapał i wiosnę do Kościoła. Kiedy zapytałam o to ostatnio Pana, powiedział mi: "Chcę, aby serca ludzi wciąż płonęły ogniem Ducha dlatego, jeśli świat się zmienia i rozwija, Ja przynoszę moje Słowo, Miłość i Zbawienie w nowy sposób. To samo słowo, to samo zbawienie, ale z nową łaską. Chcę, aby Twoje serce płonęło moją miłością. I Pan chce, aby wasze serca płonęły nową miłością." Aby pozostali ludzie szukali Pana i wszystkie narody, nad którymi wzywane jest imię moje - mówi Pan (Dz 15,17).

Mój Ojciec przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami (J 15,8). Mamy stawać się uczniami Pana. A to prowadzi nas na miejsce naszej osobistej relacji z Jezusem. To największy nasz skarb i łaska - znać Jezusa, móc go dotykać, spożywać, karmić się Jego ciałem i żyć prawdą śmierci i zmartwychwstania naszego Pana. Ten nasz największy skarb, który bardzo często zaniedbujemy. Przestajemy żyć tą prawdą, że jesteśmy szczęśliwi. Pan chce dzisiaj dotknąć naszej modlitwy, naszej relacji z Nim i odnowić nas. Czy w tym szczęściu nie cierpimy, nie jesteśmy ranieni, doświadczani, nie chorujemy? Wielu z nas doświadcza różnych problemów i cierpienia. A wiele z nich bierze się z zaniedbanej relacji z Jezusem.

Bóg nieustannie przebywa pośród swojego stworzenia. Teraz Pan stoi przed tobą, przed każdym z nas i chce zaprosić nas do tańca. Ponieważ nasza relacja z Nim jest jak taniec. W tańcu jest prowadzący (zazwyczaj mężczyzna) i ta, która daje się prowadzić w ramionach partnera. My jako Kościół - Oblubienica Chrystusa jesteśmy prowadzeni przez Niego w tańcu życia do wieczności. To jest taniec, jakiego nie znamy, bo kieruje nim Duch Święty. Henri Nouwen pisze tak: "Kiedy tańczymy i idziemy do przodu, łaska podsuwa nam ziemię, po której kroczymy. Modlitwa łączy nas z Bogiem Tańca. Nie stoimy w miejscu w tych samych problemach. Uczymy się otrzymywać wszechogarniającą miłość, która wychodzi nam na spotkanie." Czasami czujemy, że bagaż, który niesiemy, nie pozwala nam zacząć tańca. Gubimy krok. Dobra Nowina jest taka, że Bóg nie gubi kroku i jak tylko chcemy podjąć taniec, On poprowadzi nas dalej do głębszej relacji z sobą.

Kiedy Pan zaprasza nas do tańca chce, abyśmy w to życie z Nim zaangażowali nie tylko naszego Ducha, ale też nasze ciała. Ciała, przez które wyrażamy naszą miłość i chrześcijaństwo. Bóg stworzył nas w ciele. I kiedy zgrzeszyliśmy, dał swojemu Synowi ludzkie ciało, abyśmy mogli być zbawieni. Aby Bóg miał ciało podatne na rany i krzywdy. Wiele religii potyka się o tą prawdę i próbuje udowodnić, że było inaczej, że Bóg nie cierpiał i że miał ciało tylko pozorne. A Bóg stał się ciałem. Po zmartwychwstaniu również można było Go dotknąć. On przez swoje ciało chce zbawić nasze ciała. I Jezus jest dzisiaj w tym samym ciele obecny pośród nas podczas komunii. To jest to samo ciało Chrystusa, ale pod postacią chleba i wina, abyśmy nie byli przerażeni, mając spożywać namacalne ciało i krew. W tym ciele eucharystycznym jest odnowiona pierwotna harmonia i Boży zamysł dla nas.

Kiedy spożywamy to ciało w Komunii, Jezus, który doświadczył różnych prób i cierpienia, wchodzi w nasze ciało, aby nas uzdrawiać, podnosić, aby nas zbawiać. Jezus przeżył dzieciństwo i młodość, ale jako człowiek nie doświadczył starości. Jeśli karmimy się Jego ciałem, On żyje w nas i przeżywa z nami nasze problemy i nasze cierpienia, starość i młodość, choroby, których nie doświadczył. Wszystkiego w nas dotyka i przeżywa z nami. Nasze ciało jest pęknięte przez grzech. Jezus pozwolił, aby Jego ciało stało się ołtarzem i ofiarą. Pozwolił złamać ten ołtarz, umarł za moje i wasze grzechy i zmartwychwstał, aby na nowo odbudować i scalić złamany ołtarz, jakim jest nasze ciało. Na tym ołtarzu spełniamy nasze życie, spełniamy ofiarę naszego ducha.

Kilka lat temu podczas Eucharystii przyjęłam ciało Jezusa i odeszłam na bok. Kiedy uklęknęłam, poczułam nagle, że ciało, które mam w ustach, rośnie i że jest to kawałek ciała, a nie opłatek. Nie mogłam go przełknąć, bo było za duże. Czułam w sercu przestrach moimi grzechami i słabością, ponieważ to ciało, które miałam w ustach, było święte. Przenikało mnie świętością, której nigdy nie doświadczyłam w takim wymiarze. Bałam się - co mam zrobić? Co mam uczynić!? Czułam, że to jest w dodatku żywe ciało. Poczułam, jak ogromna miłość przenika mnie całą, że z oczu płyną mi łzy, a świętość Boga ogarnia. Czułam się, jakbym poszła już do nieba. Nie słyszałam, co dzieje się dokoła. Nigdy Bóg nie był bardziej namacalny dla mnie i żywy. Nie mogłam go skalać, po prostu jedząc. I wtedy odczułam, że jeśli go nie spożyję, będę dalej skalana, że On chce tego, że chce być tak blisko mnie, aby mnie odkupić. Wyniszcza się dla mnie. Wtedy ciało w moich ustach zmalało i samo przeszło dalej. ...Ja jestem chlebem żywym. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata (J 6,51). I dotarło do mnie, że codziennie mogę przeżywać Niebo, że Jezus wciąż namacalnie daje mi się dotykać.

Żyjemy w szczególnym czasie. Kończy się Rok Eucharystii. Czy żyjesz więcej i bardziej świadomie wydarzeniem śmierci i zmartwychwstania, przemianą Ciała Chrystusa, jaka dokonuje się w Eucharystii? To ważna symbolika dla nas i obietnica. Choć nasze ciało jest zniszczalne, to mieszka w nas Pan i w Eucharystii wchodzi w nasze ciało w swoją świątynię, łącząc się z nami najgłębszą więzią, jaka istnieje. Uświęca nas, nasze ciało na życie wieczne. Jego ciało łączy się z naszym ciałem, Jego krew z naszą krwią. Dociera do każdej komórki naszego ciała, do każdego związku chemicznego w nas, do każdego atomu.

Przykazanie, aby kochać Boga całym sercem, umysłem i ze wszystkich sił obejmuje również nasze ciała. Ponieważ wiele złych uczynków rodzi się z ciała, powinniśmy zwrócić uwagę na to, aby uświęcić nasze ciało. Bo ono jest miejscem spotkania z Bogiem, miejscem Najświętszym, miejscem modlitwy. Możemy to robić na kilka sposobów: m.in. poprzez modlitwę, post i jałmużnę. Nasze ciało to miejsce spotkania z Jezusem Eucharystycznym. Tak wielu ludzi ma problemy ze swoim ciałem, z traktowaniem go z szacunkiem i miłością. Nasze ciało to miejsce, do którego uniża się sam Pan, aby je uświęcić w Eucharystii, aby nas dotknąć. Ciało, które często traktujemy po macoszemu. Ale to ciało Chrystusa zostało wywyższone na Krzyżu na znak dla nas, to ciało było biczowane, krwawiło, było poniżone, aby nas zbawić.

Św. Paweł pisze w liście do Rzymian: Niech grzech nie króluje w waszym śmiertelnym ciele, poddając was swoim pożądliwościom. Nie oddawajcie też członków waszych jako broni nieprawości na służbę grzechowi, ale oddajcie się na służbę Bogu jako ci, którzy ze śmierci przeszli do życia, i członki wasze oddajcie jako broń sprawiedliwości na służbę Bogu. Wydajcie członki wasze na służbę sprawiedliwości dla uświęcenia (Rz 6,12-13.19). Mamy tylko dwa sposoby na przeżycie naszej cielesności: albo będziemy służyć jako broń sprawiedliwości, albo szatan będzie posługiwał się naszym ciałem przeciwko nam samym i innym. Jezus przybrał nasze ciało, aby je uświęcić. Po Jego śmierci nasze ciała należą do Boga, one są tym miejscem spotkania z Bogiem. Twoje ciało, moje ciało, należy do Jezusa. One są świątynią Ducha Świętego. Dlatego ważne jest, abyśmy kochali i akceptowali nasze ciała i oddali je Bogu na służbę. Jak pisze Święty Paweł: Czyż nie wiecie, że jesteście świątynią? A świątynia Boga jest święta i wy nią jesteście. Kto zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg (1 Kor 3,16). Nasza wiara i Kościół mówią o nierozerwalności ducha i ciała. "Człowiek jest osobą poprzez swoje ciało i zarazem ducha." Płciowość odnosi się do wewnętrznej istoty osoby, a nie tylko do zewnętrznego ciała. Wyrażamy swoją wiarę jako kobiety i mężczyźni. Bóg jest w nas tak jak ciepło, przenika nasze kości, skórę, mięśnie. Świat, w którym żyjemy, mówi o ciele pozbawionym ducha, o ciele jako przedmiocie, o cywilizacji techniki.

W szkołach nie wychowuje się dzieci i młodzieży do właściwego przeżywania swojej płciowości, ale instruuje się je w dziedzinach seksu. Nigdy przedtem na świecie nie mówiło się tyle o seksualności. To cywilizacja użycia - karmi nas nieustannie kłamstwem o naszym ciele. Pozbawia płciowość wymiaru osobowego, sprowadzając ją do mechanizmów, przyjemności. Pozwala na doświadczenia na embrionach i płodach ludzkich. Prowadzi do wewnętrznego kryzysu i agnostycyzmu, dewiacji seksualnych. Człowiek staje się przedmiotem, towarem. Nacisku tego światopoglądu doświadczają szczególnie ludzie młodzi. Pękniecie w człowieku wskutek grzechu pierworodnego jeszcze bardziej się pogłębia. Dzieci stają się przeszkodą dla rodziców. Człowiek pozbawiony wewnętrznej Bożej harmonii i jedności staje się bezbronny. Jesteśmy atakowani przez środki masowego przekazu, Internet, billboardy. Jan Paweł II pisał tak w Liście do Rodzin: "Mimo osiągnięć pozytywnych cywilizacja ta jest cywilizacją chorą i źródłem głębokich schorzeń człowieka. Została ona oderwana od pełnej prawdy o człowieku, od prawdy o tym, kim jest mężczyzna i kobieta jako istota ludzka." Przestajemy przeżywać w prawdzie swoje człowieczeństwo. Nasze ciała są atakowane. Wielu z nas doświadczyło tego w swoim życiu.

Chciałabym teraz zaproponować Wam modlitwę, w której oddamy od nowa nasze ciała Bogu. Jeśli chcesz dzisiaj tego odnowienia łaski Ducha, aby doświadczyć na nowo swojego ciała jako daru Pana - podejdź tutaj. Czy znasz grzechy swojego ciała? Czy ono tobą rządzi? Czy jest poddane całkowicie Bogu i Jego woli. Czy oddajesz je na ofiarę świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz twojej mądrej służby? Zamknij oczy, pomyśl, jak to jest naprawdę? I zobacz siebie zamiast Jezusa na Krzyżu. Swoje ciało umęczone. Teraz, kiedy ciało jest przez świat afirmowane jako źródło przyjemności, jak ty odnosisz się do swojego ciała? Czy kochasz je miłością wdzięczną Bogu za to, jakie jest? Czy je akceptujesz? Czy ono należy do Pana? Ciało, jak mówi Słowo, jest dla Pana. Pomódlmy się chwilę. Wasze ciała są Świątynią Ducha Świętego. Jak wygląda to wnętrze świątyni? Jak podchodzisz do swojego ciała? Chciałabym, żeby jeśli ktoś chce, przyszedł tutaj i będziemy się wspólnie modlić. Będziemy razem teraz przepraszać za grzechy naszego ciała.

Rozbicie, którym nas zaraża świat, dotyka naszej modlitwy i relacji z Bogiem. Traktujemy ciało jako coś wstydliwego, co należy schować przed Panem (obraz pierwszych rodziców w ogrodzie Eden). Bóg uczynił pięknymi nas i nasze ciała. Stworzył nas na swój obraz. I chce przywracać godność naszym ciałom. Pan nie chce, byśmy czcili go tylko ustami. Kiedy zaczynamy modlić się w sercu, wtedy dotykamy tego miejsca, do którego nikt oprócz nas nie ma dostępu, najświętszego w nas. Miejsca spotkania z Bogiem. "Musimy modlić się całą naszą istotą, by nadać naszemu błaganiu jak największą moc" - poucza Katechizm [2702]. Całą naszą istotą, czyli duszą i ciałem. Nasza modlitwa i spotkanie z Bogiem odbywają się w sercu, ale nawet najbardziej wewnętrzna modlitwa chrześcijanina nie powinna pomijać modlitwy słów i gestów.

Na jednej z katechez weekendu "Alfa" Nicky Gumbel mówił takie mądre zdanie: "Dlaczego tak jest, że jeśli komedia w kinie wywołuje śmiech, film uważa się za udany? Gdy tragedia w teatrze wyciska z oczu widzów łzy, o przedstawieniu mówi się, że jest wzruszające. Kiedy mecz piłkarski rozgrzewa widzów, określa się go jako porywający. Natomiast ludzi poruszonych Bożą chwałą podczas uwielbienia w Kościele oskarża się o emocjonalizm?" Tymczasem nasza kultura od dziecka nas zamyka - bądź cicho, nie płacz, stój, nie ruszaj się. Wiele z naszych pozytywnych emocji pozostaje nierozwiniętych. Ilu ludzi dzisiaj potrafi w sposób otwarty, szczery okazać drugiemu życzliwość. Ile dzieci mówi, że nigdy nie słyszało od rodziców prostego "kocham cię"? Nasze ciała i emocje pozostają okaleczone nie tylko przez świat, bo boimy się jego opinii o nas, ale przez nas samych. Nasze ciało to miejsce spotkania z Bogiem. Nie jest innym miejscem.

Gdy popatrzymy na obraz świątyni z I Księgi Królewskiej, widzimy, że aby dojść do "Świętego świętych" musimy przejść przez przedsionek, w którym jest pięcioro drzwi. Możemy je porównać do pięciu zmysłów, poprzez które mogę wejść do własnego wnętrza, aby spotkać w sobie Boga. Chodzi o to, aby posługiwać się nimi w taki sposób, w jaki Bóg chce. Nasze oczy, ręce, uszy. Moje ciało pomaga mi w spotkaniu Go. Często jest tak, że kiedy się modlimy, mamy wrażenie, że aby spotkać Pana, musimy szukać Go na zewnątrz, podczas gdy On jest tak naprawdę w naszym wnętrzu. Święty Augustyn powiedział: "Szukałem Cię wszędzie na zewnątrz, ale Ty byłeś we mnie". Jak często używasz swoich zmysłów do spotkania z Jezusem?

Czyż nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który w was jest, a którego macie od Boga. (...) Chwalcie więc Boga w waszym ciele! (1 Kor 6, 19). Jeśli mam chwalić Boga w swoim ciele to znaczy, że i ono jest godne pochwały. Jak używać naszego ciała do chwalenia? Z drugą osobą porozumiewamy się nie tylko słowami, ale też przez gesty, spojrzenie, dotyk, tak i w nasze spotkanie z Bogiem możemy zaangażować całych siebie, w czasie modlitwy. Gdy modlę się poprzez gesty i taniec, odkrywam moje ciało jako miejsce Bożej obecności.

Naukowcy oceniają, że na nasz przekaz uczucia składa się 7% przekazu werbalnego, a 93% przekazu niewerbalnego - brzmienie głosu i mowa ciała. Widać to, kiedy kogoś przytulamy. Ciało bardziej przekonująco wyraża nasze uczucie niż słowa. Natomiast zwykła rozmowa: 70% to komunikacja niewerbalna, a 30% werbalna. Z codzienności sami możemy dostrzec, że czasami milczenie mówi najwięcej, a jeden gest wyrazi wszystko, czego nie są w stanie powiedzieć słowa. Tak właśnie cudownie Bóg nas stworzył. Jesteśmy jednością z naszym ciałem, duszą i duchem (czyli też z naszymi uczuciami i rozumem). A jako jedność, jeśli stajemy szczerze przed Bogiem, nasze gesty wyrażają to, co przeżywamy. Te procenty pokazują jak ważne jest, abyśmy angażowali nasze ciało w modlitwę. Mamy dać Bogu 100% siebie, a nie 7% uczucia i 30% tego, aby zrozumiał o co nam chodzi. Kochać Boga całym sobą.

Ciało jest językiem, którym duch wypowiada się przed Bogiem. W modlitwie nie tylko duch może oddziaływać na ciało, ale także ciało oddziałuje na ducha. Ciało pobudza ducha do dialogu z Bogiem. Ile razy słyszeliście zachętę, że jeśli jesteś śpiący, a chcesz się modlić, spróbuj robić to na stojąco? To najważniejsza rozmowa w ciągu dnia. W dialogu z ludźmi stajemy się bardziej komunikatywni, jeśli werbalizujemy naszym ciałem rozmowę. Ciało nie potrafi kłamać jak usta. Żydzi modlą się, poruszając swoim ciałem, aby się łatwiej skupić. Kiedy uczeń chce coś dobrze zapamiętać i jest skupiony, potrafi robić różne rzeczy. Pomagać sobie chodząc, gestykulując, stukać ołówkiem.

Biblia na oddanie chwały Bogu używa kilku określeń w zależności od sytuacji. Są to: Halal, tehillah, zamar, szabach, barak, towdah, yada, yadah - słowa oznaczające skakać, kręcić się, tańczyć, wirować, przepraszać, stawać w prawdzie, przejrzeć się w słowie, szarpać struny, śpiewać, wyznawać grzechy, skruchę, śpiewać Panu pieśń, którą On sam w nas wkłada. Modlitwa zakorzeniona "w sercu" (jak każda miłość), potrzebuje więc zewnętrznego wyrazu. Przeczytajmy fragment psalmu: Wejdźcie, uwielbiajmy, padnijmy na twarze i zegnijmy kolana przed Panem, który nas stworzył. Ile tu jest zachęty do różnych gestów. Człowiek do modlitwy klęka: tak najłatwiej wypowiedzieć przeświadczenie o swej małości, składa ręce, wstaje, pada na ziemię, całuje Krzyż. Nieraz bywa, że jesteśmy zmęczeni, wtedy gest, jeden, nieśmiały, może wypowiedzieć bardzo dużo.

Niech każdy wyciągnie rękę jak chce blisko, daleko, nisko, wysoko. Pan jest przy tobie. Spróbuj Go dotknąć. Wziąć Go za rękę. Bóg jest tutaj. Jest obok. On jest wszechobecny. Jest w tobie. Jest we mnie, jest w osobie obok ciebie, przed tobą i za tobą. Zawsze jest tak blisko.
Rabi Nachman mówi: "Kiedy człowiek się modli, wówczas powinien wiedzieć, że stoi w pałacu Króla i widzi tylko Króla. Wtedy zapomni nawet o swoim istnieniu." Spróbujmy wyrazić gestem zaproszenie na przyjście Ducha Świętego. Boimy się okazać nasze uczucia innym, nasze gesty. Co ten drugi o mnie pomyśli? A ten drugi myśli - co ten pierwszy o mnie pomyśli?

Co mówi nasza tradycja Kościoła na temat gestu, jak modlili się święci? W czasach prześladowania pierwszych chrześcijan teatry były poświęcane pogańskim bóstwom i oferowały zdegenerowaną rozrywkę. W tym czasie były odgrywane błazeńskie, wyśmiewające chrześcijan sztuki. W takiej sztuce brał udział Genezjusz (nie wszyscy zgadzają się, że taka osoba istniała, ale chodzi tu o pewną postawę zapamiętaną przez ludzi i przekazaną dalej). W trakcie gry, kiedy był odgrywany chrzest, doznał olśnienia, nawrócił się i wyznał wiarę. Gra zamieniła się w rzeczywistość, bo został podczas niej stracony. Dominikanin Ojciec Tomasz Kwiecień opowiada o założycielu swojego zakonu Świętym Dominiku: "Św. Dominik, jak wszyscy święci, był człowiekiem modlitwy. Była to modlitwa tak niezwykła, że bracia podpatrywali, jak on to robi. Dominik lubił zostawać po komplecie w kościele i modlić się, często przez całą noc. Ówczesne dormitorium, czyli miejsce, gdzie wspólnota udawała się na nocny spoczynek, sąsiadowało przez ścianę z kościołem. W murze było małe okienko, przez które można było zajrzeć do środka. Bracia przez to okienko podpatrywali, co też ich założyciel robi po nocy. A Dominik robił różne dziwne rzeczy: wstawał, siadał, klękał, kłaniał się, klaskał w dłonie, mówił i wołał, chodził po kościele - ciągle się ruszał. Jego sposób modlitwy został spisany." Św. Teresa Wielka, kiedy przeżywała szczególnie radosne chwile wybiegała ze swojej celi i tańczyła dla Boga z kastanietami w ręku, zachęcając inne siostry do takiej radości. Pan użył ją do odnowy klasztorów karmelitańskich.

Tertulian napisał: "Ciało jest zawiasem, podstawowym elementem, na którym zawisło całe zbawienie." Te słowa uświadamiają nam, że albo chrześcijaństwo będzie cielesne (nie w sensie grzechu) albo go nie będzie. Ludzie uważają, pisze Ojciec Tomasz Kwiecień, że chrześcijaństwo jest religią wrogą ciału. To nieprawda, ale sami jesteśmy sobie winni przez naszą postawę. Jeśli nie zaczniemy modlić się swoim ciałem, będzie w nas wciąż wobec niego podejrzliwość. Jeśli będziemy modlić się ciałem, dotrze do nas pełniej tajemnica Wcielenia Pańskiego.

Modlitwa ciałem sprawiła, że zaczęłam głębiej przeżywać Eucharystię. Duchowość to nie jest niematerialność, ale poddanie Duchowi Świętemu. Podczas liturgii doświadczamy prawd duchowych w wymiarze ciała. Jeśli tak nie jest, jestem podejrzliwy w stosunku do mojego ciała, rozbity wewnętrznie, nieufny i nie będę wiedział do końca, co zrobić z emocjami, z ciałem i tym wszystkim, co się we mnie znajduje, co przeżywam. Wprowadzić ciało na modlitwę to znaczy poddać je uzdrawiającemu działaniu Boga.

- Im głębsza jest nasza miłość do Boga, im głębsza nasza relacja z Nim, tym nasza modlitwa ciałem będzie piękniejsza. Nasz sposób modlitwy ciałem ma przyprowadzać innych do Boga, zachęcać do modlitwy.
- Modlitwa gestem, ciałem uzdrawia nasze wnętrza z kompleksów, ze smutku, ze zranień i poniżenia.
- Modlitwa ciałem jako taniec jest jednym z rodzajów terapii prowadzonych przez niektóre wspólnoty.
- Modlitwa tańcem to jedna z bardzo powszechnych dzisiaj metod ewangelizacji.

Teodory z Apoldy napisał: "Ten sposób modlitwy pobudza pobożność, kiedy dusza pobudza ciało, a ciało duszę."

Znakiem rozpoznawczym chrześcijan jest wyznanie wiary ("Credo"). Syn Boży prawdziwie i do końca stał się człowiekiem i zechciał już być nim na zawsze. Wyznajemy w "Credo" wiarę w zmartwychwstanie naszych ciał.

Spróbujmy prostej formy - naśladowania czyichś gestów, właśnie tak jak dzieci. Nasz język gestów jest ograniczony, dlatego możemy uczyć się od innych nowych gestów, nowych ruchów uwielbienia Boga. Tak jak dziecko uczy się naśladowania gestów rodziców. Wczoraj mieliśmy spotkanie grupy przymierza i modliliśmy się za siebie w kółku, kładąc ręce na ramieniu osoby obok. Był z nami Michał, mój bratanek. Ma roczek i kilka miesięcy. Widząc, co robi mama, z zapałem złapał łokieć brata siedzącego obok i trzymał do końca modlitwy, mrucząc coś pod nosem i patrząc na mamę, która robiła to samo.

Myśli i cytaty:
1. Henri J.M. Nouwen, Zmień moją żałobę w taniec Wyd. Salwator, Kraków 2004.
2. Tomasz Kwiecień OP Pochwała ciała. Liturgia i człowieczeństwo Wyd. Salwator, Kraków 2001.
3. Tonino Lasconi Tajemnicza mowa ciała Wyd. Salezjańskie 2000.
4. Zeszyty Formacji Duchowej nr 28 Duchowość i Seksualność Wyd. Salwator, Kraków 2005.
5. Biblia Tysiąclecia.
6. O. Raniero Cantalamessa OFM Cap. Dni Duchowości Biblijnej CFD Salwatorianie - Kraków Życie w mocy Ducha. Dzieje Apostolskie, 2005.
7. Daniel Ange Twoje ciało stworzone do życia, Twoje ciało stworzone do miłości Wyd. "W drodze" 2004.
8. Jo Croissant ,Ciało - świątynią Bożego piękna, Wyd. M, Kraków 1999.
9. Emilia Birycka, Modlitwa doświadczeniem kontaktu z Bogiem, praca licencjacka napisana pod kierunkiem rabina Sachy Pecarica, Katedra Judaistyki Uniwersytet Jagielloński, Kraków 2001.


do góry


Archiwum: | 2004 | 2005 |


Zapraszamy w każdą niedzielę w godzinach 19.00 - 21.00 do sali św. Eugeniusza przy kościele Matki Bożej Królowej Pokoju na Popowicach.